strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Komiksy > Recenzje > Crimson Empire II nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny


Crimson Empire II: Council of Blood / Karmazynowe Imperium II: Rada we krwi
11 lat po Yavinie



Crimson Empire II: Council of Blood kontynuuje dwie tradycje. Jedną odnośnie do swojego starszego brata, którego jest następcą. Druga wpisuje się w popularną tendencję tworzenia serii zeszytów opatrzonych tak modnym i nośnym słówkiem "Imperium" plus kolorem zapisanym w formie przymiotnika.

Historia której wydanie rozpoczęto dość szybko, bowiem jeszcze nie mijał rok premiery Crimson Empire. Na jej łamach dalej śledzimy losy człowieka, któremu Moc powierzyła Honor Imperium - Kira Kanosa, eksgwardzisty JCM Palpatine'a. Tym razem ostatni sprawiedliwy zmierzy się z Radą imperialną oraz pewnym nad wyraz zaradnym Huttem.


Zabrakło żółtej farby na napisy

Sequel był tylko kwestią czasu i jedynym oczywistym następstwem sukcesu opowieści o lojalności i vendetcie jak "fał". Drogę do kontynuacji otwiera ostatnie zdanie wypowiedziane przez Kanosa w pierwszym Karmazynowym imperium: "Są jeszcze inni". W kontekście: zdrajcy odpowiedzialni za śmierć mojego Pana i Władcy, Jego Cesarskiego Majestatu Palpatine'a. Ci inni właśnie się znaleźli. W Radzie imperialnej. A w niniejszej opowieści wychodzą powiązania kolejnych spiskowców. Motyw odkrywanymi za każdym razem neu villainami, jakby żywcem przejęty z serii o Bournie.

Dlatego chyba nie dziwią nikogo nagłe i gwałtowne zgony poszczególnych notabli Rady. Trup wypada z każdej szafy, a kolejnych denatów łączą znajdywane przy nich krążki z identycznym wzorem. Jednakże myliłby się każdy, kto sądzi, że to odwet jest clou tej skąpanej w szkarłacie serii. Scenarzyści natrudzili by spiętrzyć całkowicie różne, atrakcyjne wątki i tym samym historii głębszej przestrzeni. Odwety są łącznie dwa. Ponadto: niesnaski w Radzie, knowania, nielegalny przemyt i wielkie, jak Weyland-Yutani, korporacje, gangsterka & piractwo ltd., do bólu schematyczny Hutt, syn naprawiający błędy rodziciela, dyskretny urok łowców nagród, zacięty pojedynek z fauną podczas zwiedzania polan na lesistych planetach, religijni fanatycy, detektywistyczna zagadka, archetypiczny groteskowy spaślak o przerośniętym ego, zamaskowana szara eminencja z nikczemnej rasy (ale tego współcześni jeszcze nie wiedzieli) oraz last but not least klony.

Prawda, że sporo?

W pewnym sensie to istotnie wartość. Rozbudowana opowieść jest znacznie ciekawsza przez bogactwo świata przedstawionego. Więcej elementów sugeruje jego dopracowanie. Pozornie. To co interesująco wygląda w zamyśle zwykle nieco rozłazi się w trakcie wdrażania w życie. Karmazynowe Imperium II przypomina trochę walizkę. Zbyt małą by pomieścić wszystko co przygotowano do podróży. I tak część rzeczy się nie mieści, prawa nogawka sztruksów wystaje, pasta do zębów leży wśród skarpetek, sweter jest wywrócony na lewą stronę, a jeden klapek w ogóle się zapodział i zapomniany nie trafił do wnętrza. Traci na tym główny wątek vendetty. Kanos w pełnej krwistoczerwonej zbroi wyskakuje pod sam koniec. Tak nagle i ni w przypiął. W dodatku bardzo mocno akcentując antyczny motyw "ex machina". Jakby zupełnie o nim zapomniano, albo chciano podkreślić wątek rozliczenia umieszczając go w fazie finalnej powieści, znacząco go akcentując. Dobrze, że przynajmniej lutowanko z followersami Xandela Carivusa oraz pakerskie teksty są klawe.

Niewątpliwie warto podkreślić zastosowaną zasadę "odcienia szarości". Wciąż rachityczną w swej liczebności na tle ogółu starwarsowych wydawnictw. Polega ona na tym, że "nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe" (w tym wypadku dokładny sens, a nie pomyłka byłego premiera). Tzn. zniknął szablonowy, wręcz westernowy, podział - Rebelia sami dobrzy, Imperium tylko źli. Jak w życiu, ludzie są różni. Nikt nie ma monopolu na praworządność i szlachetność. Oczywiście zdążyliśmy się przyzwyczaić do "dobrych imperialistów". Postacie znajomego już Kanosa, barona Soontira Fela, Davina Feltha czy późniejszego Janka Sunbera to obecnie żadne novum. Innowacją są "źli rebelianci". Dotąd jeśli Rebele byli evil, zazwyczaj wynikało to z paru rozgrzeszających powodów. Albo byli to imperialni agenci, albo "mózgowowyprani", albo przekupieni-szantażowani . Tu z kolei mamy faceta, który jest typowym oportunistą. Nie wierzy w żadną sprawę, a tym do czego dąży i czego potrzebuje jest kasa. Normalnie rewolucja! W końcu w Sojuszu dla przywrócenia Republiki złożonego z piratów, przemytników, bandytów, oprychów et consortes o "gołębich sercach" trafił się wreszcie jeden nikczemnik.

Jednak nie samą grozą człowiek żyje. Poza prozą patetycznej powagi dążeń do pomsty cesarzobójstwa oraz chropowatością męskich rozmów twardego i brutalnego wszechświata w opowieści nie brak humoru. Poziomu różnego. Gros zabawy wypływa ze źródła radosnego ubawu, jakim jest Grappa the Hutt - gangsta tak schematyczny, że aż groteskowy. Stopień jego podobieństwa do pewnego Hutta z CT jest widoczny nawet dla mieszkańców królestwa w którym jednooki jest królem.

Gwoli porównania:

- uwielbienie dla gibających się lachonów
- karmienie potwora-maskotki wrogami
- głupkowaty półinteligentny błazen
- konszachty z religijnymi fanatykami
- mieszkanie na jakimś wygwizdowie

Różnice wywołują jeszcze większy ubaw. Gappa ma wytatuowaną zieloniuchną czaszeńkę na czółku, a jego siedziba przypomina gigantyczny ul. Randy Stradley znowuż przekonuje, że jego żarty stoją na pewnym niezmiennym poziomie. Jedynymi scenami wywołującymi uśmiech (w sytuacji, kiedy, nawiązując do sitcomów, ktoś puszcza śmiech z taśmy) na mym ogorzałym licu były: running joke z Gamorreaninem mającym awersję do droidów oraz podziękowanie za lojalność na obrazku poniżej.

Rysunki są skądinąd bardzo dobre, mimo tego graficznie komiks jest do tyłu. Brak progresu , czyli zastój, jest regresem. Gulacy niemiłosiernie deformuje twarze dalszego planu. Cieniowanie przez rozlanie jedno barwnej czarnej plamy także nie wydaje się już czymś nowatorskim.

Reasumując, uniknięto błędu kopiowania schematu fabuły poprzednika. Przesunięcie zemsty na dalszy plan jest niezłym, aczkolwiek wrażenie cicer cum caule pozostaje. Nie zmienia to faktu, że wielu fanów umieszcza CE2 wśród swoich ulubionych "powieści graficznych". Miała powstać część trzecia, w której Kanos wymierzał sprawiedliwość głównemu winowajcy, zabójcy odrodzonego Imperatora - Luke'owi Skywalkerowi (pomimo tego, że jak pamiętamy w Empire's End Palpatine'a zastrzelił Han Solo). Jak wiemy Luke ciągle żyje, do konfrontacji nie doszło. Wszystkim miłośnikom Kanosa i/lub komiksu pozostaje tylko z utęsknieniem wycinać na pniach drzew melodramatyczną kodę tej historii:


Łzawy koniec, mili państwo
Baca

[14.11.2007]


Tytuł: Crimson Empire II: Council of Blood / Karmazynowe Imperium II: Rada we krwi
Scenariusz: Mike Richardson, Randy Stradley
Rysunki: Paul Gulacy
Tusz: Randy Emberlin
Kolory: Dave Stewart
Okładki: Dave Dorman
Wydanie: TPB, 160 stron
Wydawca: Dark Horse Comics, listopad 1999
Wydanie polskie: Egmont, 2002

Preview: Crimson Empire II

|przeczytaj inne recenzje|



Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016