Komiksy > Recenzje > Dark Times #9 | nasze bannery |
|
|
Dark Times #9: Parallels #4 z 5 Dziewiętnaście lat przed bitwą o Yavin Oj, ciemne to czasy dla komiksów. Dark Times jest serią powstałą w następstwie długaśnej Republic, w zasadzie jej kontynuacją. Nosi nawet podwójną numerację. Jedną dla siebie, drugą dla "Republiki". Pierwsze pięć zeszytów "Mrocznych czasów" to historia Path to Nowhere. W kraju nad Wisłą oraz na całym świecie uznana za świetną. Pozwolę się nie zgodzić z moimi kolegami z ICO Squadu oraz z całą rzeszą zakochanych w podserii geeków. Wątpliwości mam zwłaszcza w kwestii "Tantalowego" zakończenia, które jest najzwyczajniej w świecie głupie. Aczkolwiek nie zamierzam tego w danej chwili rozpatrywać. Moim celem jest skupić się nad Paralells, dokładniej czwartym jej zeszytem. Podseria jest bezpośrednią kontynuacją "Ścieżki" i poza "elfickim" dżedajem Dassem Jennirem pojawiają się w niej dotychczasowi bohaterowie. Na dokładkę dostajemy niezniszczalnego, nieśmiertelnego, niestrudzonego, niezmordowanego mistrza Jedi K'Kruhka. Z tym bagażem wiadomości możemy przejść do właściwej części. Bomo Greenbark i jego załoga nadal są przetrzymywani i torturowani. Ciemięży ich bardzo wredny Ishi Tib, który trzęsie Mimban. W tym miejscu stop. Rzecz której tak bardzo nie znoszę - bezsensowne powiązania. Pewnie że Circarpous IV istnieje w EU już od 1978, ale po co umieszczać ją w diametralnie odmiennej tematycznie opowieści? Lepiej było wymyślić na potrzeby komiksu nową planetę, a nie dodatkowo obciążać nowymi, średnio pasującymi znaczeniami. Koniec stopa. Przewaga nieuprzejmego ciemięzcy niedługo się skończy. Bomowi udało się uwolnić (duża zasługa w tym specyfiki jego fizjonomii), teraz zbiera ekę, żeby "naklepać złym". Z Bogiem. Podobne zadanie trafia się K'Kruhkowi. Jeszcze przed chwilą hasał radośnie w samych portkach z wielkim łukiem po lasach, aż tu nagle jego podopiecznych padawanów porwali niecni zdziercy. Potężny Whipid powraca w objęcia cywilizacji i wyrusza śladem kidnaperów. Czy uda mu się ocalić uczniów? Oby tylko nikt mu ich nie zjadł, co zresztą jest chlebem powszednim w tej dziwnej serii. Przykro stwierdzić, ale czwarty numer jest jeszcze gorszy niż pozostałe trzy. I to nie z winy okropnych obrazków. Jak tak przyglądam się całej sytuacji winę za słabość tej podserii ponosi Randy Stradley oraz jego dziecko - Vector. "Paralele" robione są na szybko, za szybko. Poprzednio Mick Harrison miał całe lata na ukończenie komiksu i wlekł się niemiłosiernie ze "Ścieżką". Konieczność zdążenia przed tym robiącym więcej szkód niż pożytku "pierwszym crossoverem" zmusiła go do roboty na wariackich papierach. Stąd dwóch rysowników. Trzeba zdążyć z oddaniem prac w terminie. Chyba tylko to tłumaczy obecność pana "luja" Antonia. Krzywe facjaty, kartoflaste postacie, klony z twarzy podobne do nikogo. Ohyda. Okropnie wykonany jest także "kult ciała". Jest podobieństwo, choć daleko tu do (lubianych zresztą przeze mnie) szkiców Brandona Badeaux, który rysował "sterydowców" i modelki, ale zawsze zachowywał choć ludzkie proporcje. "Luj" i jego kolo tego nie umieją. Samce to przerośnięte testosteronowe mutanty, samice deski obwieszone parą arbuzów. Dlaczego rysownikiem musi być człowiek o estetyce zbliżonej do tej, którą posiada dwunastolatek? Fabuła także zawodzi. Całość wygląda jakby na siłę zmienia i skrajana tak by pasowała pod nadchodzący Vector. Zwłaszcza gdy spojrzy się na okładkę jedenastego Dark Timesa, czyli zarazem Vectora#5... Baca[29. 02. 2008] Tytuł: Star Wars: Dark Times: Parallels #4/5 (Star Wars: Republic #92) Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |