Republic #61: Dead Ends
16 miesiąc Wojen Klonów
Bail Organa: "(...)Jedi toczą swoje bitwy w czasie wojny. My również. Naszym polem bitwy nie jest kosmos i odległe planety. Jest nim izba senatu."

Minęło szesnaście miesięcy od chwili, gdy rozpoczęły się Wojny Klonów. Republika odnosi naprzemian sukcesy, ale i spektakularne porażki, jak ta na Jabiim. By tego było mało opinią publiczną wstrząsają kolejne wiadomości o zamachach na ważne osobistości Republiki. W trakcie lotu na Coruscant statek dyplomatyczny z Bailem Organą na pokładzie zostaje zaatakowany przez piratów. Błyskawiczna interwencja Jedi uratowała statek senatora z Alderaanu przed zniszczeniem, ale atak ten jak i inne okoliczności sprzyjają przyjęciu przez senat kolejnych aktów prawnych, nadających dodatkowe kompetencje miłościwie panującemu kanclerzowi, Palpatine'owi.
Czy w całej Republice nikt nie potrafi dostrzec machinacji kanclerza i zagrożenia, które stanowi skupienie władzy w jednym ręku? Dostrzega je były kanclerz, Finis Valorum. Minęło kilka lat od chwili, gdy został odwołany ze swego stanowiska decyzją senatu i kiedy to jego kariera polityczna legła w gruzach w skutek fałszywych oskarżeń o korupcję. Choć nie ma dowodów, to wie, że za wszystkimi wydarzeniami stał wówczas Palpatine i widzi do czego może doprowadzić lekkomyślna polityka senatu wobec aktów nadawanych Kanclerzowi. Z jego spostrzeżeniami nie chcą się początkowo zgodzić Bail Organa i Mon Mothma, ale kolejne wydarzenia uświadamiają ich o zagrożeniu, jakie stanowi Palpatine i jego aspiracje do przejęcia władzy absolutnej. Organa na posiedzeniu Senatu jawnie sprzeciwia się przyznaniu kolejnych nadzwyczajnych uprawnień Kanclerzowi i choć jego głos jeszcze nie dotarł do świadomości senatorów, to wie, że wojna na tej płaszczyźnie dopiero się rozpoczyna.
Dead Ends to opowieść, w której góruje polityka, rozważania nad sytuacją, w jakiej znalazła się Republika. Zagrożenia pojawiają się z każdej strony, a Palpatine czując swą siłę, coraz mniej skrywa swe prawdziwe zamiary. To powoduje, że powoli rodzi się przeciw niemu opozycja. Można nawet powiedzieć, że choć jeszcze nie proklamowano Imperium, to mamy do czynienia z zalążkami wiązania się Sojuszu Rebelii. Jak na razie oglądamy działania tylko Baila Organy i Mon Mothmy, ale już wkrótce powinni dołączyć do nich kolejni senatorowie. Lecz czy zdążą uratować Republikę przed całkowitym upadkiem?
Zaskoczeniem jest, że niemal cały zeszyt poświęcono zmaganiom polityków. Kolejnym zaskoczeniem jest pojawienie się postaci Finisa Valoruma. Bardzo ciekawe zagranie scenarzysty, szczególnie, że Valorum staje się jedną z pierwszych ofiar złożonych na ołtarzu rozpoczynającej się walki o zachowanie wolności i swobód obywatelskich w Republice.
Jako, że historyjka ta ma taki, a nie inny charakter, trudno krytykować, że za mało w niej akcji. Pomijając otwierającą komiks scenę ataku piratów na statek dyplomatyczny cała reszta skupia się na efektownych dialogach, wyrafinowanej grze polityków. Dla jednych będzie to nuda, a dla mnie świetna sprawa i kolejny z elementów studiów nad tematem pracy magisterskiej z zakresu politologii (tak, tak, temat związany z Gwiezdnymi Wojnami).
Brak akcji to też brak możliwości rozwinięcia się dla rysownika tej opowieści, czyli Brandona Badeaux. A niestety, znacznie lepiej wypadają jego rysunki, gdy coś się w nich dzieje, niż gdy ukazują jedynie "gadające głowy".
Scenarzystą jest John Ostrander i co dziwne ani razu nie pojawia się wzmianka o Quinlanie Vosie, ani pozostałych "jego" bohaterach, ale to widocznie dlatego, że nie towarzyszyła mu rysowniczka Jan Duursema. Opowieść pomimo braku akcji, przykuwa uwagę, mnóstwo w niej tekstu, ale zagadnienia w niej podjęte mają znaczenie dla rozwoju przyszłych wydarzeń większe niż niejedna majestatyczna bitwa.
Rif
Fabuła: 8/10
Grafika: 5/10