Classic Star Wars: The Early Adventures
Po Nowej nadziei

"We've got places to go!"
Tak jak obiecałem, powracamy na łono klasycznych opowieści. Po jakże udanym cyklu opowieści Archie Goodwina i Ala Williamsona, Dark Horse pokusiło się o wydanie wcześniejszych "stripów" z Los Angeles Timesa. Pamiętacie jak Al był proszony kilka razy, aby rysować tę serię? O ile pierwszy raz jeszcze o niczym nie świadczy, to usilnie ponawiane propozycje mogą już zastanowić. Teraz już wiem dlaczego.Od marca 1979 do prawie końca 1980 roku fuchę załapał Russ Manning i... Co tu dużo mówić, koniec 1980 roku to gwałtowne poszukiwanie nowego artysty. W tym okresie pojawiło się kilka opowieści różnych autorów. Na szczęście Archie i Al w końcu mogli, i się zgodzili. Russ mówiąc delikatnie, rozmijał się z uniwersum Star Wars, a i rysunek był jak z bardzo zamierzchłej epoki. Mógł więc odejść, bo...
Po pierwsze kanon. Fakt, kanon tworzy się do dziś i zmienia to, co dawniej kanonem było, ale pewnych elementów się nie uniknie. To co tak przyciągało mnie do prac Archiego to fakt, że to było Star Wars pełną gębą (no może za wyjątkiem tych kilku wpadek, gdy pewnie popił). A u Russa? Ze wszystkich opowieści możecie wybrać co najwyżej garść tego, co czyni "Gwiezdne wojny" bardzo, bardzo odległą galaktyką. Fakt, droidów tu więcej, pierwsze skrzypce grają Luke i Leia, ale kogoś tu brakuje. Han Solo, o Chewiem nie wspomnę, to zdecydowanie postaci planu drugiego. A przecież to nie tak było w filmach. No, w filmie, bo to przed "Imperium kontratakuje". No ale zawsze... A skoro to sprzed "Imperium...", to siłą rzeczy nie wiemy kim dla Luke'a jest Vader, bo to mogły uwzględnić dopiero ostatnie opowieści Manninga. Stąd mimo, że Dark Horse datuje owe opowieści sprzed "Vader's Quest" to tutaj Vader wie, kto to ten Luke Skywaler, ale nie wie, że sam miał takie nazwisko i że jest... Poza tym Han pracuje dla Jabby, imperialni oficerowie to jakieś dziwaczne zoo obcych ras, a Kessel jest piękną planetą... Ups, to chyba nie tak miało być, ale autorowi nikt o tym nie powiedział. Jest też kilka ciekawostek, jak wdowa po Tarkinie, wprowadzenie tajemniczego, hologramowego imperialnego szpiega Blackhole i jego czarnych szturmowców (dziś to kanon), ponownie użyto droida do przesłuchań, a w końcówce pojawia się sam Boba Fett i to niestety wszystko.
"I'll never complain about Solo's cooking again... If I live to see him."
Jednak to można by było jakoś znieść z przymrużeniem oka, lecz po drugie leżą na plecach same opowieści, a tego to już strawić się nie da. "The Early Adventures" to przykład jak nie należy tworzyć historii w tak wspaniałym uniwersum, które może dać szansę każdemu artyście. Więc jako negatywny podręcznik... Ale to tylko dla "wybrańców". Dobrze się stało, że udało się w końcu zmienić autora. A teraz to już tylko krótki przewodnik po...
"Gambler's World"
I na "dobry" początek zaczynamy od mocnego uderzenia... galaktyki opiekuńczej. Wieśniak (ciągle w tych samych ciuchach z Tatooine, ale w nowych spodniach) i Leia wraz z droidami (i nie ma Hana Solo) lecą na Vorzyd 5 (takie ichnie Las Vegas), aby uratować istoty myślące od hazardu. Tak, to nie pomyłka. Rebelia chce nas ratować, ale nie od wody, ognia i wojny, a od... naszego wolnego wyboru. Powiem wam w sekrecie, że między wierszami można doczytać, że owe socjalistyczne hasła, oddania "zrabowanych" pieniędzy najbiedniejszym, dotyczą li tylko samej Rebelii (takie lokalne Janosiki, czy Robin Hoody, zabierać bogatym i dawać biednym, czyli sobie). Ale oczywiście wmawia się biednym czytelnikom, że to dla ich dobra i to wszystko kiedyś im się dostanie. Pytanie nie kiedy, ale czy w ogóle. Wyjrzyjcie za okno, minęło trzydzieści lat. Nic dziwnego, że karmione taką papką "elity" dziś stały się strasznie opiekuńcze, zwłaszcza jeżeli chodzi o opiekę nad naszymi pieniędzmi, a nawet myślami. A wspomnijcie "1984" Orwella, "Nowy, wspaniały świat" Huxleya, czy "Powrót z gwiazd" Lema... Już nie pora, aby bać się. Czas odebrać to co jeszcze można, czyli chociaż wolność...
Zostawmy jednak smutki dnia codziennego i błądzących Rebeli, a skupmy się na tym, co SW jest w opowieści. Wspomniany już wcześniej Blackhole i jego czarni szturmowcy. Jest i Vader. Droidy, czyli C-3PO i R2-D2, zwłaszcza R2, poczynają sobie całkiem odważnie i ratują świat. Ktoś w końcu musi. Pojawia się tu jako migawka pomysł na jeden wielki superkomputer zarządzający wszystkim, a wykorzystany w uniwersum później, któremu C-3PO relacjonuje swe przygody ku potomności. A reszta? Sporo zamieszania, raz na wozie, raz pod wozem i wszystko kończy się "dobrze". Tylko nie wiem, gdzie podziały się pieniądze?
"Tatooine Sojourn"
Poprzednia opowieść była dość sążnista (trzy zeszyty) i zawiła, więc chyba nie spełniła oczekiwań zarówno odbiorców, jak i wydawcy. Przerzucono się więc na krótsze akty. Tym razem sam Luke z droidami (a gdzie reszta rodzinki?) wyrusza oczywiście na Tatooine, już wtedy centrum wszechświata, aby rozwikłać zagadkę tajemniczej zarazy, która pozwala Imperium likwidować po kolei bazy Rebelii... Zawiłe znowu? I jakie "niesamowite"... Imperium zaraża podejrzaną planetę przy pomocy szkodników roznoszących zarazę, nieuleczalną zarazę. I gdy ktoś jest Rebelem, to na krótko przed śmiercią w oczach pojawia mu się... mapa rozlokowania baz i posterunków... O Makerze! Co za... "genialny" pomysł... Dziwne, że potem Tatooine nadal funkcjonowała.
A co ze Star Wars? No po "Nowej nadziei" na planecie Imperium założyło stały garnizon i Mos Eisley stała się metropolią. Przynajmniej do zarazy... Mamy tu też pierwsze odwiedziny w domu Bena, ludzi pustyni i ich banthy, a R2 i C-3PO powożą sandcrawlerem w misji samobójczej przeciwko murom garnizonu. "A mury runą..." Tak po prawdzie to droidów mogłoby tu nie być wcale.
"Princess Leia, Imperial Servant"
I wyjaśniło się, gdzie podziała się Leia. Jak to zwykle u Rebeli bywa, nie zatankowali, bo pewnie nie mieli co albo za co i statek nie wrócił do domu (głupi ci...). Za to Leia (sama, bo heroiczny pilot oddał życie, aby zamaskować lądowanie księżniczki) trafiła na imperialną, górniczą kolonię karną (pomysł powielany nie raz), kierowaną prze wdowę po wielkim moffie Tarkinie. I to tyle SW. Bo pomysł z wybuchającym mchem, jego kradzieżą etc. uważam za "perypetie". Pojawia się w końcówce sam Vader, a nawet wielki nieobecny Han Solo, ale ten drugi tylko w roli taksówki. Jakoś trzeba było Leię wykaraskać z tak "wspaniałej" kabały...
"The Second Kessel Run"
Tak zgadliście, to tu będzie w końcu więcej Hana, pobije swój rekord (i tak nie wiadomo o co w nim chodzi), pomagał będzie mu Luke i droidy (Leia musiała widać odpocząć), ale Kessel będzie piękną planetą, przypominającą trochę Felucię poprzez grzybki. A intryga tym razem bardzo prawdopodobna i prościutka. Pewien naukowiec z Kessel zbudował statek do regulacji pogody na planecie. W oryginale miał zapobiegać burzom, ale złe Imperium postanowiło wykorzystać wynalazek, aby zmuszać rebelianckie planety do współpracy. Fakt, Gwiazdy Śmierci już nie było, więc... Aby jednak zapewnić współpracę naukowca, jako zakładnika wzięto jego piękną córkę, która... Dziwnym trafem ucieka i trafia na pokład Sokoła. I już... Dalej nasz bohaterski kapitan i jego przyjaciel uratują świat.
"Bring Me the Children"
Kolejne, jedynie słuszne opowiadanie. Złe Imperium podniosło swój jaszczurzy pazur... Tak, oficer Imperium to jaszczurka, która nawet gubi ogon. Podniosło swój pazur na edukację, na szkołę i dzieci, i nauczycielkę, i... Luke'a, który właśnie dowiózł trochę rebelianckich jedynie słusznych podręczników do szkoły... To opowieść dla najmłodszych, prawie jak ze Scholastica, bo głównym bohaterem zostaje syn nauczycielki. On to namawia Rebelię i złych przemytników do walki z Imperium. A reszta? To tylko pionki...
"As Long As We Live Forever"
Pora na trochę dyplomacji. Neutralna, podkreślam neutralna planeta dostarcza sprzęt wojskowy zarówno Imperium, jak i Rebelii. Gdzie taka się uchowała? No i niestety... Rebelom to nie w smak, bo Imperium potrafi namierzać myśliwce wroga, wykorzystując dobrze znane sobie właściwości elektroniki produkowanej właśnie na naszej spokojnej planecie. Tak nie może być! Tym razem cała rodzinka próbuje przekonać niczego nie spodziewające się istoty, aby przeszły na jedynie słuszną i dobrą stronę Rebelii. I... udaje im się. Jest nawet potwór i bohaterskie czyny, i cała masa bzdurnej propagandy. A już braterski uścisk Hana z jakimś tam pilotem, wygląda jak żywcem wycięty z plakatów przyjaźni ZSRR do całego, wspaniałego świata.
"The Frozen World of Ota"
Przybywa Boba Fett! I to dzięki niemu jako tako ta opowieść wypada. Nasza rodzinka przebywa w bazie na lodowej planecie... Nie, nie Hoth. Patrz tytuł, to Ota. I pech chciał, że Luke postrzelał się z Tie, którym podróżował Boba. Trochę to dziwne? Ano dziwne, jak i pozostałe opowieści. A dalej to już mamy całą serię porwań, zakładników, ciągłe odwiedziny w zapomnianym mieście, w którym nawala c.o., przygłupich tubylców i tajemniczego renegata... I po co było wchodzić w drogę łowcy? Obowiązkowy potwór też tu jest. Na szczęście to już ostatnia opowieść i rodzinka w końcu może powrócić do "domu", czyli do właściwego uniwersum bardzo, bardzo odległej galaktyki.
"It is time I gave my personal attention to Luke Skywalker."
Zdegustowani? Ja jestem. Aż takim historykiem nie jestem, aby kwilić z radości wertowania tych zamierzchłych lektur. To są te opowieści, które powinny figurować li tylko na indeksie. I wcale nie przez jedynie słuszną polityczną, różową, czy czerwoną wizję wszechświata. Pomysły marne, rysunek marny, kanon dziś już żaden, Hana zdecydowanie za mało, Vadera zresztą też, bo pojedyncze kadry tu czy tam niczego nie zmieniają, więc... Nie ma o czym mówić. Czy jeszcze coś zostało ze starych opowieści typu "classic" oprócz Marvela i zredagowanych na nowo "stripów". Tak. Ci co znają panią "H" z Oficjalnej mogą się o tym przekonać, choć nie wszystko tam też trafiło. Podam tylko jeden przykład. "Kashyyyk Depths" niestety też Russa Manninga, wydane po serii zawartej w "The Early Adventures", chronologicznie wcześniejsze, ale za to nigdy ponownie nie opublikowane. No chyba, że ja czegoś nie wiem... Ale to właśnie dla historyka "Gwiezdnych wojen" jest pole do popisu.
Droid
[12. 04. 2008]
Tytuł: Classic Star Wars: The Early Adventures
Scenariusz i rysunki: Russ Manning
Retusz: Rick Hoberg
Kolory: Ray Murtaugh
Okładki: Michael Allred, Rick Hoberg, Al Williamson, Eric Shanower, Kilian Plunkett
Wydanie: Classic Star Wars: The Early Adventures #1-9, TPB
Wydawca: Dark Horse Comics, maj 1997
|przeczytaj inne recenzje|

This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016
|