Komiksy > Recenzje > Empire #10-11 | nasze bannery |
|
|
Krótko przed Nową nadzieją "Nie waż się porzucać tego w co wierzysz. Walcz o to!" Jest to komiks, który należy przeczytać, odłożyć na półkę, przeczytać po pewnym czasie ponownie, przemyśleć i odłożyć na półkę definitywnie. To opowieść propagandowa, a właściwie instruktażowa, jak propagandę stosować, jak budować legendy i własną charyzmę, tak aby szeregowi obywatele podążali za tobą w ogień ze śpiewem na ustach, wierząc w ideały demokracji i socjalizmu (sic!), które im wmówisz, a jak wiadomo wiara czyni cuda. Z fanatykami nie sposób wygrać, oni nie przyjmują racjonalnych argumentów, jeżeli są sprzeczne z ich wiarą... Skąd ten wniosek? Opowieść o generale Roonie Sewellu to wtrącenie w historię innego "bohaterskiego" rebelianta Biggsa Darklightera. Nie wiem co spowodowało ów antrakt, ale z jakości tamtej opowieści możemy się domyślać, że Dark Horse nie wiedział jak wybrnąć z bagna, w które sam się wpędził. Niestety, wpędza nas w kolejne. To był bardzo zły okres "Brudnego Karosza". Zły nie tylko dla niego, ale i dla raczkującej wciąż Rebelii. Ale czyż mogło być inaczej? Rebelia owych czasów to chyba sami trąceni psychicznie, niedowartościowani, nieprzystosowani itd. itp. Albo ktoś nam tu bruździ... Jednakże, jeżeli walką dowodzi polityk (Mon Mothma), a na czele ramienia zbrojnego stoi aktor to... Dobrze chociaż, że nie malarz... Cóż, przed sobą mamy "interesującą" historię życia i śmierci psychopaty i mordercy, generała Roona Sewella. I teraz czas na propagandę. Autorzy pokazali nam dokładnie, jakim było życie Roona od dzieciństwa (tu sieroty i ulicznika) po śmierć dla Rebelii. Dla Rebelii? Fakt, zrobił w ten sposób miejsce dla Jana Dodonny, dzięki czemu Rebelia mogła dalej się rozwijać już jako regularne siły zbrojne. Z drugiej strony pokazano nam mowę pogrzebową nowego dowódcy, który traktuje losy Roona dość wybiórczo. Wybiorczo według odpowiedniego schematu. Tak, propaganda to schemat. Schemat, który bardzo dobrze znał także Sewell i w pierwszych latach oporu, stosował go nagminnie. Ale opowiedzmy to po kolei... Wspomniałem dzieciństwo. Roon nie miał lekkiego życia. Wychowywała go ulica na bardzo odległej i jeszcze bardziej zapomnianej planecie niż Tatooine. Fakt, miał ciężkie przeżycia z lokalnymi ziomalami (tam też są), że omal nie wylądował we worku. Jednakże to jeszcze nie usprawiedliwia mordowania z zimną krwią swoich byłych adwersarzy? Psychol... Fakt, nie miał kto mu wytłumaczyć co i jak. A potem został aktorem. Artystą, ponoć niezłym, biegłym w mowie i sztuce dramatu... Ale jak wiadomo, artyści za mocno po ziemi nie stąpają. No i oczywiście, życie znowu mu się skaszaniło, tym razem przez Imperium. Aha, to po co rzucał krzesłem w szturmowców, wygłaszając przy tym wzniosłe frazesy? Imperium chciało tylko zamknąć teatr, jako źródło wrogich Nowemu Ładowi myśli wywrotowych. No i po co rzucał? Wiadomo co było potem, szturmowcy się bronili. Fakt, zginęła w czasie strzelaniny dziewczyna Roona, ale czyja to była wina? Oczywiście pierwszą rzeczą jaką zrobiła nasza "ofiara" było zabicie trzech żołnierzy. Zadowolony? Fakt, zmysł taktyczny to on miał, tego mu się odebrać nie da, prawdziwy artysta. No taką "cenną" jednostkę mogła potem przygarnąć tylko zdesperowana, biedna w rzutkie kadry Rebelia. Niestety, nasz "bohater" nadal nie znał słowa honor. Nigdy nie atakował z podniesioną przyłbicą, zawsze jak wąż podstępnie, od tyłu, strzelał w plecy... Prawdziwy "bohater"... Fakt, efektywny. I Jan spotkał Roona... I Roon zginął. Tyle powinienem napisać o zakończeniu tej rebelianckiej historii. Tak byłoby lepiej... Ale dla kogo? Czas na wspomnienia Janaa ze "współpracy" z Roonem, który był dodatkowo jego przełożonym, bo tak chciała Mon Mothma. Jan żył już na dawno zasłużonej emeryturze, aż nagle stał się potrzebny Rebelii, ale nie Roonowi. Zresztą spróbujcie połączyć cierpliwą wodę z żywiołowym ogniem. Fakt, czasem płynie coś z tego dobrego, ale czy zawsze? Generał Roon Sewell, to nadal psychopata szukający śmierci. Jego mottem było działać. Mottem Jana była cierpliwość i planowanie, bo żołnierz walczy pełnym brzuchem i jeśli partyzantka (czytaj wg encyklopedii XXI w.: terroryzm) miała przekształcić się w regularną wojnę, to wymagało to czegoś więcej niż blastera u boku i eskadry Y-wingów w przestworzach, ale... Roon się do tego nie nadawał. Fakt, jego zmysł taktyczny pozwalał mu na spektakularne sukcesy i nie gubienie swych żołnierzy, jednocześnie realizując zamierzenia Jana. Ale jak długo tak można...? Od taktyki trzeba było przejść do strategii. Tak się wygrywa wojny. Jednym słowem, generał Roon odszedł w najlepszym możliwym momencie. Może go i wyczuł, w końcu zmysł taktyczny był u niego wielki, i wiedział, że jego czas przeminął... Ok, już kończę, a powinienem to zrobić na początku. W "ostatniej" akcji przechwycenia transportowca imperialnego (czytaj: piractwo) brali udział obaj generałowie, ale to Roon dowodził, zaś Jan doradzał, bo znał sektor. Nie wszystko poszło jak planowano i pościg imperialny zagonił ich w pas asteroid (jak zwykle). Jan radził czekać. Tie skończy się paliwo lub któryś się rozbije i imperialni wycofają się. No tak, ale był jeszcze Roon. "Bohater" sam poleciał trzema Y-wingami (a można tak, od czego są obwody podporządkowania), aby odciągnąć Tie. No i szczęśliwy zginął w kuli ognia. Koniec. Konkluzji nie będzie, pozostawiam ją wam. Zamiast konkluzji będzie za to trochę o rysunku artysty Thomása Giorello. This is it! Plastyk stworzył coś... co zawiera w sobie kilka komiksów na raz. Albo to było jego poletko do eksperymentów, albo... przemyślana strategia. Od klasycznego komiksu, planszy podzielonej na kadry, stopniowo przechodzimy (wraz z większym udziałem Jana we wspomnieniach) do mniej sformalizowanej postaci. Już nie kadry, a całe plansze, gdzie miejscami "wtrąca" się mniejsze kadry rozwijające opowieść. Zyskujemy w ten sposób na przestrzeni i dynamice, i nie zamykamy się w klitce. Koniec, wraz z większą ilością bitew, to jeszcze inny komiks. Do swobodnie traktowanej planszy, doszła jeszcze swoboda kierunków. Już nie tylko pion i poziom, ale wszystkie możliwe skosy. Pomyślicie, autor zwariował... A ja powiem wam, że w zależności od opowiadanej historii artysta dostosowywał warsztat i robił to dobrze. To rysunek Thomása ratuje komiks, a nie fabuła. Droid[17. 11. 2007] ver. 2.0 Fabuła: xx/xx Scenariusz: Paul Chadwick Rysunki: Thomás Giorello Kolory: Joe Wayne Okładki: Kilian Plunkett Wydanie: 2 zeszyty Wydawca: Dark Horse Comics, lipiec 2003 Preview: Empire #10 Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |