strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Komiksy > Recenzje > Empire #16-18 nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny


Empire #16-18: To the Last Man
Wkrótce po Nowej nadziei



Carida, ośrodek szkoleniowy wojsk lądowych niezwyciężonego Imperium Galaktycznego. Lokacja jednej z Akademii. Właśnie tu w pocie czoła, wśród łez i wyrzeczeń najlepsi synowie ludzkich rodzin szkolą swe ciała i umysły w służbie obywatelom doskonałego tworu politycznego autorstwa Jego Cesarskiego Majestatu Palpatine'a.

Przyjedź, Mamo, na przysięgę! Widzieć ten sprężysty krok wyrównanego szeregu. Chłonąć pełną piersią zapał i gotowość służenia innym, chęć obrony słabych i pokrzywdzonych. Stać w tłumie by obserwować promienne lica roześmianych dziewcząt, błyskających łydkami, stojących w sznurze za mundurowymi.

Jednym z takich młodych, dzielnych, wiernych kadetów jest Janek Sunber. Pozostańmy przy Janku, choć teoretycznie wypadałoby czytać i odmieniać go inaczej, ale przecież tak mało Polaków w Star Wars. Janek nadawałby się do propagandy, do filmów, jak te kręcone przez wielkiego admirała Ishina Il-Raza, koniecznie z facetem, który wymawia kresowe "l" jako lektorem.*

To - komiks - jednak nie jest propaganda. W propagandzie przodownicy pracy wyrastają ponad idealny system, nie przeciw niemu. Janek chciał zostać pilotem, a Wojtek strażakiem. Obu nie zostało to dane. Może dość wysoki, jak na szturmowca, ale w powietrzu sobie nie radzi. Trafia do korpusu piechoty. Lewa. Prawa. Lewa. W ten sposób też można służyć Imperium najlepiej jak się umie. A służba to poświęcenie. Wielokrotnie będzie to powiedziane.

Paradoksalnie cała przygoda zaczyna się bardzo niewinnie. Tzn. jeszcze nie wiemy, że Janek Sunber to "Tank" zaginiony w odmętach EU ziomal największego "fejmusa" galaktyki, Luke'a Skywalkera. Przynajmniej z jego nazwiskiem nie ma problemów jak w przypadku Windy'ego. Janek jest zdolnym oficerem, który z misją rekonesansową trafia na zapomnianą przez Moc i ludzi planetę. Glob nie jest tak zupełnie zasnuty pajęczyną niepamięci, jak planeta, której Obi-Wan szukał wraz z klanem Niedźwiedzi. Ku chwale Imperium działa tam niewielka osada górnicza. Jak w dobrych (i złych też) filmach łączność zostaje zakłócona. Ktoś musi sprawdzić, co się dzieje. Gdy jest już "po ptokach" okazuje się, że autochtoni nie są tak bardzo niegroźni i nieporadni, jak by się zdawało. Buta oraz paradny krok pozostają lichym wspomnieniem, a żołnierzom Imperium pozostaje zdławić strach i ostrzeliwać się wraz z topniejącym stanem liczbowym kolegów do tytułowego ostatniego człowieka.

To the last man to obok kilku innych podserii esencja szlachetnej i sławetnej serii Empire. Seria Empire w założeniu powinna przedstawiać losy dzielnych imperialistów i ogólnie jakieś klawe przygody w Imperium. Niestety poza TTLM, Betrayal (które też jest lekko zmarnowanym pomysłem), i paroma innymi Empire to zbiorowisko przypadkowych one-shotów. Ponadto sprawia ona wrażenia śmietniska, na które trafiały podserie, z którymi nie było pomysłu, co też tak naprawdę zrobić.

Jednak właśnie wielki powrót do postaci Sunbera daje to co wartościowe dla wszystkich tych, którzy poświęcają swe nerdowskie życie na wielbienie Imperium Galaktycznego. Śledzimy zatem losy Janka, młodego idealisty, który święcie wierzy w to, że wszechświat to w gruncie rzeczy złe miejsce, które jednak dobrzy ludzie mogą zmienić na lepsze. Jego przydziałem zostaje Maridun. Trafia tam by ratować zabłąkanych górników. Kadra oficerska wyprawy to prawdziwe targowisko ludzkich charakterów, doskonały przekrój stereotypowych wojskowych. Janek - ten dobry bez skazy; generał Ziiering - charyzmatyczny doświadczony przywódca; commander Frickett - nieudacznik; kapitan Gage - karierowicz i oportunista. Jest jeszcze kapitan Bex, dowodzący jednym z Juggernautów, ale o nim, poza przykrą śmiercią, prawie nic. I tak w trakcie charaktery bohaterów objawiają się w całej okazałości. Janek jest nieskazitelnie dobry, pomaga zwykłym żołnierzem, jak strażak Sam robi wszystko za dwóch. Łapie tym samym masę punktów lanserskich u generała oraz zyskuje wrogów w Fricketcie i Gage'u, którzy swoją karierę w wojsku robią dzięki domyślnemu dla Czytelnika nepotyzmowi.

W końcu imperialnym udaje się założyć obozowisko, tyle, że po drodze ignorują mijane cyklopowe i bluźniercze znaki poczynione na kamieniach autochtonią kończyną. Pierwsza śmierć przychodzi nocą. Później następuje już tylko regularne oblężenie przez Amaninów żądnych krwi naszych konkwistadorów. No a Janek musi naprawiać to, co psują nieboraczki Gage i Frickett. A gdy zdaje się, że wszystko stracone...

No i należy pamiętać, że największą niewdzięczność otrzymuje się właśnie za dobrodziejstwa.

Inspiracją dla komiksu były wojny z Zulusami, jakie prowadziło Dominium Brytyjskie. Widok tych wspaniałych wąsatych flegmatycznych mężczyzn w swych jaskrawych czerwonych mundurach ostrzeliwujących się przeważającym liczebnie hebanowym dzikusom natchnął Wellesa Hartleya do spisania tej sympatycznej historii. Opowiastka jest twarda, męska, lekko tendencyjna i patetyczna. No i megaimperialna, co w sumie cieszy. Pełno też w niej pakerskich tekstów, jak choćby lakoniczna groźba Ziieringa wobec Gage'a. Po raz kolejny, wcześniej między innymi też w Empirowej Princess... Warrior, zastosowano patent uczłowieczenia szturmiaków poprzez zdjęcie z ich głów hełmów. Zacięcie, desperacja, pogarda śmierci, wszystko odmalowane.

Skoro jesteśmy już przy obrazkach to rysunki Davidégo Fabbriego są takie jak w każdym jego komiksie. Zobaczyć jeden, to jak widzieć je wszystkie. Choć tym razem Christian Dalla Vecchia stosuje mieszankę wyjątkowo jasnych barw, przez co komiks wizualnie jest szalenie mdły. No i te twarze... Same klony. Szkoda, że Fabbri nie umie lub nie chce ich bardziej różnicować.

Jak na nerdowski stuff, "three-shot" jest w porządku. Choć z pewnością nie jest to optymalne wykończenie tej historii. Mimo tego jeden z jaśniejszych punktów szlachetnej i sławetnej serii Empire.

* aluzja zrozumiała tylko dla użytkowników warszawskiego metra, abo koneserów PRL-owskich kronik filmowych.

Baca
[20.06.2008]

Tytuł: To the Last Man
Scenariusz: Welles Hartley
Rysunki: Davide Fabbri
Tusz: Christian Dalla Vecchia
Kolory: Davide Fabbri
Okładka: David Michael Beck
Wydanie: trzy zeszyty, 32 strony
Wydawca: Dark Horse Comics, styczeń-marzec 2004

|przeczytaj inne recenzje|



Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016