Empire #31: The Price of Power

osiem miesięcy po Nowej nadziei

Planeta Tiss'Sharl zamieszkana przez inteligentne gady. Wygląda to na małe interludium w "wycieczcie" Luka i Lei, choć... Ale po kolei. Cena władzy, siły, potęgi... Darmo nie ma nic, to uniwersalne prawo, które maluchy powinny wysysać jeszcze w jajkach przed wykluciem. Niestety, rzadko kto uczy się na cudzych błędach, zdecydowanie większość preferuje te własne. Dziś w dniu wizyty gospodarczej Imperium, z głównym "negocjatorem" Lordem Vaderem, zaczyna to sobie dobitnie uzmysławiać prezydent Si-Di-Ri... Nawet w dniu obejmowania władzy po uprzednio zamordowanym prezydencie wierzył jeszcze w ideały. Dziś, gdy Imperium zażądało po raz kolejny nowej, niższej ceny za magazynki do blasterów, świat już nie jest taki sam. Imperium zawsze dostaje to, czego żąda w zamian za mniej lub bardziej iluzoryczne korzyści. I jeszcze muszą musi mieć wyłączność...

"Komuś jeszcze sprzedajecie? Może Rebelii?" Tak, Rebelia, to drugi wątek opowieści. "Przy okazji" udało się zlikwidować lokalną komórkę... Czemu Rebelianci mieliby tu zakładać bazę, z dala od wszelkich strategicznych szlaków...? Dla lokalne produkcji? Jednakowoż spotkanie prezydenta z byłym senatorem Mon Calamari mogłoby mówić coś innego... Na szczęście wszystko jest pod kontrolą do czasu intrygujących wieści z Jabiim...

I mimo tego, że Vader "nagle" utracił zainteresowanie Tiss'Sharl, prezydent wreszcie zrozumiał jak ten wspaniały świat się kręci i podjął decyzję...

Komiks jak komiks. Narysowany jako tako. Historia taka znowu byle jaka nie jest. Jakieś tam przesłanie niesie. Dość ciekawie zapowiada się postać kobiety najemniczki, którą być może jeszcze autorzy jakoś wykorzystają w bliżej nieokreślonej przyszłości. Znacznie ciekawsze są wątki, które wykraczają poza strony komiksu i mam nadzieję, że o to właśnie autorom chodziło, a Mrocznemu Konikowi o chwilę oddechu od zadyszki w pogoni za dawno rozsynchronizowanym planem wydawniczym... W sumie może być.

[droid]