strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Komiksy > Recenzje > Boba Fett - When the Fat Lady Swings nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny


Boba Fett - When the Fat Lady Swings
Dziesięć lat po Nowej nadziei



Pamiętacie pewnie Gorgę Hutta? Swego czasu zakochał się w innym przedstawicielu swej rasy, Anachro, córce przedstawiciela niższej kasty H'uunów, Orka. Na przeszkodzie wspólnemu szczęściu obojga młodych stała niechęć rodziciela, chodziło o interesy. Różne zaszłości nie pospłacane długi - oba znaczenia tego słowa; wiecie te sprawy, które trudno przebaczyć, gdy się para biznesem lub "gangsterką". Sprytny Gorga wiedział jednak jak zdobyć wybrankę swego serca. Postanowił dotrzeć do niej poprzez zjednanie przyszłego teścia. Przez żołądek do serca - jak moglibyśmy gładko i dowcipnie sparafrazować. Pomóc mu w tym trudnym zadaniu miał człowiek, który nie miał serca i nie patrzał sercem. Jedyny w swoim rodzaju, absolutnie niepowtarzalny, najlepszy łowca nagród w galaktyce, "człowiek którego fanem nie jest Bruce Willis"* - oklaski, szampan i kawior - Boba Fett!

Wyżej wspominane ekscesy miały miejsce w komiksie Polowanie na Bar-Koodę i cała fabuła bezpośrednio z niego wynika. Za autorstwo znów wzięli się ci, którzy powinni, czyli znający Fetta lepiej niż on sam siebie scenarzysta John Wagner oraz rysownik-wizjoner, Campbell ("Cam") Kennedy. Efekt jak zwykle przerósł najśmielsze oczekiwania. When the Fat Lady Swings to kolejne arcydzieło fettyzmu (ruchu wielbiącego Fetta jako Fetta, a nie jakiegoś pier%*$*nego klona) i obiekt atencji wszystkich "prawdziwie true" fettyszystów, gardzących tandetą i komercjalizacją Mandalorian, jakie uprawia chociażby mierna pisareczka K. Traviss.

No ale "o co kaman?" W zasadzie wiele się nie zmienia. Boba Fett nadal wypełnia swój ciężki fach w galaktyce w sposób iście kultowy, choćby taki jak pokazana w zeszycie potyczka z piratem Toxusem Li. Niestety w tzw. "międzyczasie" tragiczne wieści dobiegają go z planety Skeebo. Tyczą się one Gorga i dalszego ciągu kłód rzucanych pod nogi jego werterowskiej miłości. Już po zaślubinach panna młoda zostaje porwana przez przebrzydłych "huttnaperów" latających na swoopach. Ocalić jej skórę może tylko jeden człowiek - znacie jego imię. W tym samym czasie w zupełnie innym, odległym zakątku, pewien przesympatyczny pirat, o tylko trochę nazbyt wybuchowym temperamencie dowiaduje się, że jego starszy brat pożegnał się z życiem. Wprawia to go w niemały szał. Pirat zwie się Ry-Kooda. A kto jest odpowiedzialny za śmierć Bar-Koody - znacie, przecież, jego imię.

Komiks to fenomenalna mieszanina wiecznie sprawdzalnych składników: kultu Boby Fetta, jego przepakerskich tekstów przepełnionych wisielczym humorem; nieziemskich, absolutnie genialnych rysunków Cama; klawej zręcznie pomyślanej fabule; dużej ilości sensownej akcyjki; ogólnie humoru, którego John nie skąpi nam w każdej, nie tylko czarnej, postaci. Boba Fett jest trochę może z boku w tym numerze, ale i tak w dawkach całkowicie wystarczających jego kultystom. Ani przez moment nie wątpliwości co do odgórnie postawionej tezy "kto jest 'najlepszy'". Swoją pracę wykonuje metodycznie i z zabójczą systematycznością. Kolejne bandy próbujących mu przeszkodzić oprychów po solidnym laniu uciekają gdzie pieprz rośnie. Ale nie samym Fettem człowiek żyje. Wagner mocno postawił na humor nieco lżejszy. I tego jest sporo. Np. Boz, osobnik trochę w typie gumisiowego Towdiego. Tytułuje się najbliższym znajomym Ry-Koody: "Jestem Boz, a to mój ziomal Ry-Kooda." Typ uroczego, przemądrzałego samochwały. Każde jego wystąpienie jest przekomiczne. Podobnie wielce zabawny jest widok porwanej Anachro.

Olbrzymia Huttanka wisząca wysoko w powietrzu na cieniutkiej linie ciągnącej się za pojazdem, czy później przewożona przez ratującego ja Fetta, to coś absolutnie nie do opisania. Objawem trochę już innego humoru jest weselna rozmowa dwóch Huttów, zięcia i teścia, a raczej dysonans między słowami wypowiadanymi do siebie oraz ich rzeczywistymi myślami ujętymi w dymki.

Także na podziw zasługują, jak zwykle zresztą, rysunki Cama. Szkot przyzwyczaił już do obłędnych cyberpunkowych klimatów. Przestrzeń kosmiczna groźna i tajemnicza, jak nigdzie indziej. Przepełniają ją gwiezdne śmiecie, liczne wraki. Statkom i okrętom, które po niej "żeglują" także w większości niewiele brakuje do bycia zakwalifikowanymi jako latające krypy. Powierzchnie planet to jak zwykle pustynne powierzchnie. Pozbawione roślinności piaszczyste połacie wypalonej ziemi. Po prostu - kult. Po raz kolejny dostajemy też sporą dawkę kochanego przez wszystkich i obecnie obowiązkowo (a komiks, taki stary) modnego "postapokalipsia". Walka z gangiem swoopiarzy oraz pościg z Ry-Koodą są iście madmaksowskie. Barwy zaś typowo ponure i jednolite. Plansze każdorazowo świetnie planowane.

Nie ma sensu opisywać całego komiksu, gdyż o wiele lepiej samemu po niego sięgnąć. Jak się kończy ta przygoda w zasadzie łatwo przewidzieć. Pomimo tego jest to wysoce satysfakcjonująca opowieść. Wyjątkowo w przygodach Fetta przewidywalność w sprawie zakończenia nigdy nie jest przedmiotem niechęci.

Zeszyt wydany także w większym TPB - Boba Fett: Death, Lies and Treachery.

*tym którzy jeszcze nie mieli okazji - nakazuję: obejrzyjcie Die Hard or Live Free aka. Szklana Pułapka 4.0.

Baca
[18. 03. 2008]

Tytuł: Boba Fett - When the Fat Lady Swings
Scenariusz: John Wagner
Rysunki: Cam Kennedy
Kolory: Cam Kennedy
Okładka: Mathieu Lauffray
Wydanie: One-shot
Wydawca: Dark Horse Comics, wrzesień 1996


|przeczytaj inne recenzje|



Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016