Komiksy > Recenzje > Knights of the Old Republic #29-30 | nasze bannery |
|
|
Knights of the Old Republic #29-30: Exalted 3963 lata przed bitwą o Yavin Mistrz Vandar Tokare: "Uśmiechaj się mistrzu Vrook, jeśli jeszcze pamiętasz jak. I pamiętaj dlaczego zgodziliśmy się na to!" Zeszyty 29. i 30. serii Knights of the Old Republic, a co za tym idzie dziejąca się na ich łamach podseria Exalted, są jednocześnie pierwszymi komiksami, w których akcja powraca z Vectora do właściwego biegu spraw. Podczas gdy Zayne i Gryph, cudem uratowani przed rakghoulową zarazą, zamierzają przejść do kontruderzenia przeciw Lucienowi Draayowi, jego Mamie oraz sekretnemu dżedajowskiemu stowarzyszeniu, na Coruscant ma miejsce szczególna inicjacja. Lucien staje się członkiem Rady Jedi. Jednakowoż nie znaczy to wcale, że jego działania są w pełni aprobowane przez Radę, a raczej to, że mistrzowie postanawiają baczniej przyglądać się poczynaniom kontrowersyjnego mistrza. Zaś, wracając do pary przyjaciół, Moomo Williwaw wypełniony całą eką (minus Rohlan i Alek) kieruje się wprost na planetę Odryn. Tam bowiem znajduje się sekretny magazyn, w którym Draayowy "the Covenant" gromadzi wszelkie Sithowe talizmany i dewocjonalia, żeby odkryć ich działanie i tym samym lepiej zwalczać potęgę Ciemnej Strony. Odryn to ojczyzna Freeorinów - Predatoropodobnej rasy kafarów. Freeorinem jest też Feln, jeden z Mistrzów "the Covenant" i to z nim przyjdzie potykać się Carrickowi. Jedi pełni także funkcję tytułowego "Wysokiego", najstarszego wśród swoich krajanów. I korzystając z prerogatyw tego stanowiska składuje te Sithowe blubry we freeorińskim Sanktuarium ("Jego moc jest wielka jak Sanktuarium"). I właśnie po nie udają się nasi milusińscy. Przy okazji wychodzi na to, że, jak w greckich tragediach, za sprawą Fatum zawsze dopełni się przepowiednia. Początkowo podszedłem do tego komiksu b. sceptycznie. Tj. do drugiej jego odsłony, bowiem pierwsza niezmiennie wyjątkowo mi się podoba. Jednak kolejne lektury pozwalają lepiej wdrożyć się i pewne rzeczy przyswoić, a nawet odkryć na nowo. Na początek zacznę jednak od wielkiej wady. Trochę zbyt nachalnie Miller wskazuje kto za tym naprawdę stoi, bo do tej pory myśleliśmy wszyscy, że Lucjan. A tu jednak ktoś inny, ktoś kto stale "dzwoni" i protekcjonalnie traktuje Lucjana. To i okładka drugiego zeszytu Vindication (KotOR#33) psują całą frajdę domyślania się. Wolałbym dochodzić do tego samemu, dzięki drobnym wskazówkom i poszlakom, a nie słowom Vandara Tokarego: "Wyczuwam kogoś innego kierującego jego (Luciena) działaniami". Ale cóż. Pogański kraj, pogańskie obyczaje i "na widowni siedzą Węgrzy". Musi być do bólu zrozumiale... Wyjątkowo udanym motywem jest Odryn jak i jej fatalistyczni, feudalni i kastowi (punkty lanserskie za Porządek Społeczny) lokatorzy. Świat Freeorinów jest do końca uporządkowany. Rządzeni od pokoleń przez "Wysokich", czyli każdorazowo najtęższych rodaków, żyli sobie w spokoju, klepiąc się tylko między sobą po sąsiedzku. Siedzibą "Wysokich" było Sanktuarium ("Templariuuuuuusz!"). Feln został przywódcą, gdyż inni myśleli, że jego zdolności to jakaś magia, a była to Moc w najczystszej postaci, co dowiodła Jedi, która "odkryła" go dla wszechświata. Feln zmienił zasady funkcjonowania społeczeństwa i dopuszczał do Sanktuarium osoby spoza planeta. Szeregowi Freeorini nadal nie mieli prawa wstępu. Dzięki pozaplanetarnym wizytom miejsce kultu stało się składownicą Sithowych amuletów i popierdółek, które gromadzili tam "the Covenantowicze". Przy okazji zmienił się klimat na nieco bardziej wilgotny, co autochtoni uznali za gniew bogów i przodków za obecne czyny. Cały ten wywód jest wspaniałym dowodem na wyższość monarchii nad demokracją. Swojski konserwatywny świat, mimo, że przedstawiany jako zatęchły i ksenofobiczny działał wyśmienicie dopóki nie został wywrócony przez podatnego na wpływy z zewnątrz i przesiąkniętego republikańskimi frazesami Felna. Cała tragedia wynikła tylko i wyłącznie w wyniku ingerencji Jedi. I za ten, nieświadomy zapewne, reakcjonizm wielce sobie cenię te dwa zeszyty. Jeśli chodzi o inne wątki to oczywiście jest standardowo: Gryph śmieszny, Zayne dzielny i zdeterminowany, Jaraelka powabna, Momoosi śmieszni. A o głównych motywach jakie zwracają na siebie wspominałem wcześniej. Obrazki Bonga Daza są jak zwykle dobre, może poza ukazywaniem ludzkich postaci z profilu i od dołu tj. od brody. Lucjan wygląda podobnie dziwnie jak ongi Arkoh Adasca, poczyniony też zresztą ręką Bonga. Pomijając logikę, pojedynek Zayne'a z Felnem jest świetnie zaplanowany, dynamiczny i pomysłowo rozlokowany na planszach. Duże plusy za okraszenie go humorem sytuacyjnym Grypha. Z zakończeniem tej powiastki zostaje nam już tylko one-shocik Turnabout oraz tetralogia Vindication. W niej z kolei zapowiadane jest zakończenie wątku "the Covenantu". W sumie dobrze, bo jak widać Lucien zaczyna tracić nad sobą panowanie. Momenty, w których upokarza innych Mistrzów oraz zmusza Felna do pewnego nierozważnego kroku, który kosztuje tego ostatniego życie doskonale obrazują już nie powolne zapadanie się, ale całkowite zatonięcie w szaleństwie, jakie wywołała ideowość. I po tym udanym "two-shocie" pozostaje już tylko zadać sobie pytanie: czy "[...]" będzie "D...] [...sem"? PS. Na sam koniec podzielę się tylko myślą, że wydaje mi się, że "ten o którym wszyscy myślą, że będzie Darthem Sionem" chyba nim nie będzie. Choć pewnie jednak będzie i się mylę. Baca[08.07.2008] Tytuł: Knights of the Old Republic #29-30: Exalted Scenariusz: John Jackson Miller Rysunki: Bong Dazo Kolory: Michael Atiyeh Okładka: Dustin Weaver Wydawca: Dark Horse Comics, maj-czerwiec 2008 W następnym zeszycie: Knights of the Old Republic #31 Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |