Brawo dla tego pana! Zdanie zamykające piąty zeszyt mini-serii Broken oddaje chyba najlepiej odczucia czytelnika, który brnie przez tę wyjątkowo wtórną historyjkę duetu Ostrander/Duursema.

Na Vendaksie cisza przed burzą. Obie strony zbierają siły przed decydującym starciem. Maul w spódnicy zastawia pułapkę na Imperatora Fela. Po ujawnieniu swego dziedzictwa Cade Skywalker musi odnaleźć się wraz z ziomkami przemytnikami. Weterani Jedi smęcą historyjki o przeznaczeniu, przed którym nie można uciec, a wojownicza księżniczka ma zamiar wziąć odpowiedzialność za losy Galaktyki. Aż człowieka skręca, bo to wszystko brzmi jak niedorobiona fantazja niezbyt oryginalnego fana. Można dojść do wniosku, że cała linia fabularna służy tylko za mało wiarygodne uzasadnienie dla scen walki rysowanych przez Jan Duursemę. Miłośnicy tej pani nie będą zawiedzeni - w połowie zeszytu pojawiają się moi faworyci, czyli Rycerze Imperium. Przybywają na Vendax wbrew wyraźnym rozkazom Imperatora, ale w końcu tu nie chodzi o lojalność, a o... miłość. Chłopaki w tańcu się nie certolą, a że po drugiej stronie mamy menażerię wytatuowanych Sithów, to walki jest sporo. Czarę goryczy przelewają "cięte" dialogi, tradycyjnie stanowiące w serii Broken kompilację patosu i języka trylogii. Myślę, że podobnie jak wielu czytelników nie wiedziałem już czy śmiać się czy płakać, gdy "ostatni smok" Draco w trakcie fajtu wyznaje miłość - "I love you, Sia", na co księżniczka odpowiada "I know". Amerykańskich fanów sagi musi to niesamowicie jarać, bowiem Legacy sprzedaje się jak żadna wcześniej komiksowa seria Star Wars.

Seria jest kolorowa i ma fajne okładki. Dobrze prezentuje się w folijkach na półce, a więc i ja będę powracał tutaj, by pastwić się nad kolejnymi zeszytami. Może będzie lepiej?

Fabuła: 3/10
Grafika: 5/10