Komiksy > Recenzje > Legacy #25 | nasze bannery |
|
|
137 lat po Yavinie Księżniczka Marasiah Fel: "W imieniu Prawdziwego Imperatora, Roana Fela, przybywamy z pozdrowieniami dla naszych kuzynów Jedi." Eka Skywalkera przylatuje do ukrytej świątyni Jedi, by spotkać się z jej tajemniczymi mieszkańcami. Wraz z nimi przybywają także nieproszeni goście w postaci imperialnych rycerzy. Gość w dom, miecz w dłoń. Zresztą trudno wskazać kto zaczął, więc może w dobrym zwyczaju jest odbyć małe klepanko na przywitanie i dopiero po takiej wymianie uprzejmości przejść do interesów? Początek opowieści rozgrywający się na świątynnym progu nie jest najjaśniejszym punktem historyjki. Teksty bohaterów pełne napinki, a i ilustracje mocno teatralne. Nie przepadam za tym przesadnym sposobem okazywania antypatii, a w dodatku był to jedyny "eszkyn" zeszytu. Zamiast akcji mamy za to "milion" postaci. W realu, we wspominkach i na fotografii pojawia się dokładnie 26 person. Część z nich to debiutanci, albo też są powracający staaarzy znajomi z serii Republic. Ci ostatni to dwie postacie z ostatniej sceny tejże serii. Brzmi intrygująco? Od razu ujawnię, że chodzi o parkę mistrz Tholme i mistrzyni T'ra Saa. O historii ich wiemy na razie jedynie tyle, że T'ra Saa pochowała Tholme na Anzat i tam też zapuściła na pewien czas korzenie. Możemy być niemal pewni, że T'ra Saa z czasem ujawni więcej, w tym także na temat Quinlana Vosa i jego dziecka. No chyba, że ich losy "przespała". W każdym razie powroty są jednym ze stałych elementów "Legacy". Dobrze też, że pojawiają się nowe postaci. I tak oto poznajemy Rasi Tuma, który był niegdyś mistrzem Azlyn Rae i z którym do wyrównania pewien rachunek ma Jeriah Syn. Tak, tak, w końcu dowiadujemy się o co kaman z jego awersją do użytkowników Mocy. Zasadniczo treść zeszytu kręci się wokół próby nawiązania sojuszu pomiędzy emisariuszami Imperatora Fela a niedobitkami Jedi. W końcu wojna, w wyniku której przetrzebiono Zakon nie była tym czego pragnął Fel... Drugim nie mniej ważnym punktem programu jest pomysł ostatecznego rozwiązania kwestii sithowej, a ściśle mówiąc forsowany przez Cade'a plan zgładzenia Dartha Krayta. Zobaczymy co z niego wyniknie na przyszłość, bo zdaje się, że jest to kierunek ku któremu podąża scenarzysta. Gdy "Legacy" debiutowało przed dwoma laty, trudno było dojrzeć potencjał tej serii. W skutek machinacji zakulisowych Sithów, Zakon Jedi zaliczył nie pierwszy w historii upadek i przyznam, że zajeżdżało sztampą. Tymczasem z zeszytu na zeszyt okazywało się, że Ostrander nieźle to sobie wszystko poukładał i bawiąc się konwencją tworzy wiarygodną historię najnowszą świata Star Wars. Patent z "ukrytą świątynią" jest kolejnym przykładem potwierdzającym regułę, a wszelkie obawy co do "Legacy" były niepotrzebne i spokojnie możemy oczekiwać, że najpopularniejsza obecnie seria dostarczy nam jeszcze wielu miłych niespodzianek. Rif[19. 07. 2008] PS. A rysunki jak to Duursema, i poza wzmiankowanym "fajtem" cała reszta była w jak najlepszym porządku. Fabuła: 7/10 Scenariusz: John Ostrander Rysunki: Jan Duursema Kolory: Brad Anderson Okładka: Sean Cooke Wydawca: Dark Horse Comics, czerwiec 2008 W następnym zeszycie: Legacy #26 Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |