Komiksy > Recenzje > Rebellion #05 | nasze bannery |
|
|
Rebellion #05: My Brother, My Enemy #5/5 Dziewięć miesięcy po bitwie o Yavin "Etos, patos i Aramis..." Nie było ciekawiej. Czekaliśmy, czekaliśmy i niestety doczekaliśmy się. Tyle miesięcy "niepewności"..., a na końcu... Rozstaliśmy się z naszymi "herosami", gdy agenci Imperium się "obudzili", Leia leży ranna, flota Rebelii zbiera cięgi, a Luke spogląda w lufę blastera swego najlepszego... I co? Rebelia upadła? Imperium zwyciężyło? Janek przeszedł na stronę Luke'a? Jorin...? Dajmy spokój tym głupim pytaniom. Nawet najprostszy droid galaktyki wie jak to z tą Rebelią było. Fakt, jedni odchodzą (ci co robili za "statystów" w tej opowieści), inni być może powrócą, a wtedy to może... i ho, ho, ho... I czy Vader musi doglądać każdej potyczki w kosmosie? Technicznie komiks jest narysowany poprawnie, zwłaszcza tam gdzie materia nieożywiona. Niestety co chwilę trafia nas deja vu (znaczy powtarza się ten sam motyw w kółko - Luke i Janek, floty, Jorin, floty, Luke i Janek, floty, Wedge... itd.), Luke'a nie da się odróżnić od Jorina, Leia w bakcie to nie ta delikatna istota, którą kochamy, a jakaś atletka na sterydach, a fabuła jak już wspomniałem jest przewidywalna. Jeżeli jeszcze kiedyś Rebellion ma powrócić, to na pewno nie w takim wykonaniu. A zaczęło się tak pięknie od akcji z tankowcem... Wspomnień czar. Droid[24. 01. 2007] Tytuł: Rebellion #5: My Brother, My Enemy Scenariusz: Rob Williams Rysunki: Brandon Badeaux Kolory: Wil Glass Okładki: Brandon Badeaux i Michael Atiyeh Wydawca: Dark Horse Comics, sierpień 2006 (w rzeczywistości grudzień...) Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |