strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Komiksy > Recenzje > River of Chaos nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny



River of Chaos

Około roku do dwóch po Nowej nadziei

      

"The time-stream is now a tumbling river of chaos..."

To bardzo interesująca, wielowątkowa i wieloplanowa historia z połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia wydana w formie komiksu, choć i jako powieść mogłaby być wielce zajmującą. Cóż, padło na komiks...

A historia zaczyna się w okresie początków Imperium, circa siedemnaście obiegów przed ANH, gdy rolniczą planetę M'haeli atakują siły Imperium pod dowództwem niejakiego Grigora. Atak ów zakończył wieloletnie panowanie rodziny królewskiej związanej ze Starą Republiką (ciekawe, że wtedy już określaną jako starą, a o nowej nikt jeszcze nie myślał). Planetę zamieszkiwały dwie rasy. Ludzie, czyli rasa panująca (jak zwykle) i H'drachi, czyli na nasze gusta humanoidalne "wielbłądy" w turbanach, ale... H'drachi charakteryzują się tym, iż potrafią w strumieniach czasu odczytać możliwą przyszłość. Więc, czemu nie oni panowali? A to z tego powodu, że Maker obdarzył ich, a może pozbawił instynktu walki o lepsze jutro. Znając przyszłość, zawsze wybierali drogę najmniejszego oporu, ciepła, dobra i spokoju.

I to jest drugie dno. Pewnie niechcąco stworzone przez autora. Cała historia H'drachi w tej opowieści, to manifest przeciwko... Przeciwko unifikacji, przeciwko demokracji, przeciwko stagnacji, miernocie itp. Jakże to doskonale czyta się dzisiaj w naszej równej i coraz równiejszej rzeczywistości. Ale czy my pójdziemy drogą H'drachi? Kto wie? Na szczęście nie wszyscy myślą w jeden krój, przez co narażają się na ostracyzm, a nawet wrogość. Cóż, ale to jedyna droga naprzód. Szkoda, że tego nas nie uczą szkoły, media, tak zwane autorytety...

Takim przedstawicielem "inności" owego świata jest Ch'no. On to z pożogi uratował i wychował ludzkie dziecko, śliczną dziewczynkę Morę, przez co jeszcze bardziej został odsunięty od swej rasy przez gremium starszych, był wyszydzany za swe odmienne wizje (niejednokrotnie trafniejsze, niż pozostałych mędrców). Mora zaś nigdy nie została zaakceptowana przez ludzi z planety M'haeli za to, że wychowywana była przez H'drachi. Klasyka... Gdy jeszcze dodamy przepowiednię, że przyjdzie potomek panującej rodziny i wyzwoli lud swój, to mamy doskonałe podłoże do soczystej opowieści.

Minęło siedemnaście lat. Imperium pod wodzą gubernatora Grigora umocniło swą pozycję na mało strategicznej planecie. H'drachi, jak to oni, nie mieszają się do polityki i starają się znaleźć swą drogę w strumieniach czasu. Jedynie ludzie, jak to oni, montują rebelię przeciwko obecnie panującej władzy. W takie to warunki trafia młody porucznik Ranulf Tromer, bohaterski pilot Tie, którego szlak bojowy uświetnił karty historii rodu Tromerów, a jego ojca admirała napełnił dumą. Ranulf to dziecko wojskowej rodziny od lat służącej władzy. Wcześniej to była Republika (oczywiście Stara), dziś jest Imperium. Służymy tym, którzy są silni, zapewniają porządek i pokój. To dewiza rodu. Tym razem tatuś załatwił synowi misję od wielkiego moffa i jeśli się ona uda, droga do kariery stanie przed młodzieńcem otworem. Ale czy pilot, wychowywany od małego w szkole wojskowej, zechce być szpiegiem? Szpiegiem przeciwko gubernatorowi, którego Imperium zaczyna podejrzewać o interesy na boku? A może szpiegiem przeciwko wzmacniającej się Rebelii? Cóż...

Tak oto rozpoczyna się historia. Tak, to był właściwie tylko prolog. A co dalej? A wszystko to, czego oczekujemy od "Gwiezdnych wojen". Spiski w spiskach. Rebelie w rebeliach. Zdrady w zdradach. Ale i przyjdzie czas na przyjaźń, wzajemną pomoc, nawet miłość. Przyjdzie czas także na zemstę, rozczarowanie, nieoczekiwane zwroty akcji. Pojawi się księżniczka Leia i łowca nagród Gotal Glott. A wszystko to w przepięknych i różnorodnych krainach planety M'haeli.

A piękne krainy to najwyższy czas na stronę techniczną. To już nie komiks lat osiemdziesiątych, ale i nie współczesny. Widać jednak nowe trendy artystyczne. Jakby nie było, to ciągle początki Dark Horse'a na drodze Star Wars. Cóż. Scenariusz jest lepiej niż dobry i byłby także doskonały jako powieść. Ale o tym już wspomniałem. Nie ma tu niepotrzebnych wstawek, którymi dziś charakteryzuje się dość miałka twórczość Naszej Szkapy nastawionej głównie na zysk. Fakt, jest tu sporo perypetii, ale są one tak zgrabnie wkomponowane, że nie można ich posądzić o sztuczność. Faktem jest także to, że dziś niektóre wątki komponuje się inaczej, ale to taka uwaga na marginesie, dla uważnego czytelnika. A co z rysunkiem? Fakt, jest nowy. Fakt, nie zawsze. Czuje się miejsca, gdy artysta przyśpiesza rysowanie i idzie dobrze opanowaną ścieżką lat ubiegłych (zeszyt trzeci), ale są miejsca, gdzie plansze nie są pozamykane w sztywnych ramkach, przez co uzyskuje się efekt szerokiego, głębokiego planu, co tak ważne jest na przykład w czasie walk na otwartej przestrzeni lub podróży. Z drugiej strony różnorodność plenerów także dobrze świadczy o pracy rysownika. Ile razy trafia nam do ręki komiks, gdzie w koło Macieju ciągle to samo, a na planecie jest jedno interesujące miejsce i nic poza tym. Po trzecie... Cóż, to akurat dla mnie mankament. Rysunek nadal jest płaski (patrzę z dzisiejszej perspektywy), co jeszcze podkreśla nałożony kolor. Ale faktem jest także to, że artysta miejscami próbuje złamać ową dwuwymiarowość stosując zbliżenia, cienie, ujęcia z różnych kątów. Fakt, Leia, czy Mora są momentami wręcz piękne. Faktem jest, że i Ranulf także czasem przypomina którąś z nich. Ale nic to. A kończąc temat koloru... Cóż, nie jest to dno, ale dobór kolorystyki nadal jeszcze nie tworzy rzeczywistego świata, jaki znamy z dzisiejszych komiksów, czy widoku za oknem. Ale takie to były początki nowej, lepszej drogi.

Jednym słowem: "This is it!" Powiem szczerze, że biorąc po latach ów komiks z półki nie spodziewałem się tego. Jak to z biegiem strumienia czasu zmieniają się poglądy i spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość. I jak tylko dobrze się przyjrzymy i zdecydujemy się działać, to jak H'drachi zbudujemy lepszą przyszłość dla przyszłych pokoleń. No tak, ale najtrudniej jest się ruszyć, gdy wbijają nam do głowy, aby być miernym, biernym, ale wiernym. Cóż, wasz los w waszych rękach, chwytakach, mackach, czy co tam macie.

Droid
[24. 02. 2008]

Tytuł: River of Chaos
Scenariusz: Louis Simonson
Ołówek: June Brigman
Tusz: Roy Richardson Kolory: David Nestelle
Okładki: June Brigman i Roy Richardson
Wydawca: Dark Horse Comics, czewiec-lipiec, wrzesień i listopad 1995


|przeczytaj inne recenzje|





Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016