"Upong chananeekwa oweetong thirty-five tirti teemon ki."

Ostatni tom sagi i ostatni... nie, przedostatni foto-komiks jaki nam zaserwował Mroczny Konik ze stołu Tokyopop. Będzie jeszcze jeden dotyczący "Wojen klonów" Genndy'ego Tartakovsky'ego, ale to innym razem. Dziś... Ewoki.

Ale przecież Ewoki to nie jedyna menażeria ostatniej odsłony historii Anakina Skywalkera. Były przecież i inne stworzenia, inne istoty obce nam ludziom... A właściwie dzięki Makerowi już nie takie obce.

Historię znamy na pamięć. Uwolnienie Hana, atak na Endor i feta na zakończenie. This is it! Nawet mimo Ewoków dziesiątkujących doborowe legiony Imperium.

Czy cokolwiek to miało znaczyć, ale to tak było. W foto-komiksie, formie dość specyficznej, raz, że z powodu skrócenia wątków, dwa z powodu doboru kadrów wziętych z filmu, trzy, że właściwie jak to pokazać ciekawie?

Masz rację, mój mały przyjacielu, można. Czego przykładem są komiksy pokazujące klasyczną, czy też starą trylogię, a jak wolą inni epizody od czwartego do szóstego. Czemu się nie udało z tymi pierwszymi trzema? Hmmm...

Dokładnie, "hata hata". Ta prequelowa trylogia jest inna, nastawiona na efekty, a interesująca historia odchodzi wtedy w cień. Kiedyś Maker nie mógł sobie na to pozwolić, dziś go po prostu stać.

Ale dość tych smutków. Przecież saga Anakina Skywalkera porusza nas i będzie poruszać mam nadzieję przyszłe pokolenia. Więc z "Powrotem Jedi" nie kończy się historia bardzo, bardzo odległej galaktyki.

No i nie zapominajmy o najważniejszym. Aby zaistniał pozytywny bohater musi najpierw pojawić się ten zły, bo dobro bez zła nie istnieje. A to jaką drogą podążymy, zależy li tylko od nas. I to jest chyba najważniejsze przesłanie sagi. Niech Moc będzie z wami, zawsze.