Komiksy > Recenzje > Underworld - The Yavin Vassilika | nasze bannery |
|
|
Przed Nową nadzieją, po ataku na Ylesię Natchnął mnie Rif i wiem co napisać. Nigdy nie byłem i mam nadzieję, że nie będę fan(atyki)em autorów, twórców, czy innych producentów lepszych lub gorszych dzieł. Jestem fanem dzieł. Fakt, zdarza się, że ten, czy inny artysta nawet jednym niewielkim dziełem wpłynie na to, że następnym razem chętniej sięgnę po jego twórczość, ale nie znaczy to, że z założenia będę się nim zachwycał. Przykład... Troy Denning i "Star by Star". To co się działo później, było dla mnie rozczarowaniem i przeważnie jest tak do dziś. Inny przykład... Kirył Bułyczow i "Miasto na górze". Przez niego i tę książkę czytam fantastykę. I choć miał dni gorsze, to jednak ciągle czekam na perełki i czytam wszystko co wpadnie mi w chwytaki. Ale nie znaczy to, że ś.p. Igor Możejko był dla mnie geniuszem. Dziś będzie o dziele... O zmarnowanej okazji. I nie jest istotne, że to Kennedy i Meglia. "Jak można było spaprać takiego baranka?" Nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem nigdy. Oto moja wizja historii dzisiejszego komiksu... "A brilliant stroke of manipulation."Jaki jest przepis na udany komiks? Na takie właśnie pytanie pewnie chcieli sobie odpowiedzieć właściciele stajni Mrocznego Konia, gdy rodził się pomysł historii "Underworld"? Po pierwsze uniwersum, tu Star Wars, czyli bardzo, bardzo odległa galaktyka, co już jest połową sukcesu, wiadomo, marka. Po drugie znane i lubiane postacie, czyli Han, Chewie, Lando, łowcy, oczywiście ci najlepsi, czyli Boba, 4-LOM, Zuckuss, Dengar, IG-88, Bossk i aby nie byli samotni to dodajmy kilku Huttów, bo dobrze komponują się na planszy, oczywiście musi być Jabba, a na dokładkę trochę dobrze znanego kolorytu, czyli Greedo, jakiś Jawów, kilka znanych planet z bardzo dobrze znanymi rasami i... No wszystko, co jest dobrze rozpoznawalne. Co jeszcze? Przydałby się dobry rysownik. Carlos Meglia. Tak, ten może być. Ja jednak jego kreski lekko karykaturalnej nie lubię, ale aby było kolorowo i wesoło to jak znalazł. Wesoło? No właśnie, musi być rozrywkowo, bo śmiech to zdrowie. Oczywiście opowieść musi być długa... Dajmy cztery... Nie, pięć zeszytów! I mamy zarobek na pół roku. Czy coś jeszcze? Nie, chyba wszystko już mamy. Czy aby na pewno...? A co z fabułą...? I tu ich powiedli przez ciemną ulicę. Taki sukces, a nie wiemy o czym to ma być. A musi być o czymś? Załóżmy się, że damy radę bez specjalnej fabuły! Nie, to się nie uda... Uda! "You can do it!" Jeśli tylko wszyscy będą ciężko pracować, to osiągniemy sukces! Zakład? No dobrze, to może niech ci Huttowie... Ilu ich ma być? Ze trzech? OK, niech oni się o coś założą. O co? Że kogoś ubiją! Nie... To sam Boba Fett by wystarczył, sto komiksów o tym zrobiliśmy. No to, że... No... Ten... No tego... W tym momencie weszła sekretarka, wnosząc napoje regeneracyjne, dla ciężko pracujących, bo takie było założenie, szefów. Panie prezesie, czy ja mogłabym wyskoczyć na wystawę nowej biżuterii? Mam! Niech się założą, kto pierwszy zdobędzie jakieś dzieło sztuki! Jest pani genialna, niech już pani idzie. Ale jak Huttowie będą zdobywać owo dzieło? No... Tak jak Huttowie. Wynajmą kogoś. A kogo? No przecież miało być o Hanie i Chewiem, i łowcach... Brać, wybierać, ryzykować i nikogo nie żałować! Ha, ha, ha, ha! I ten Greedo niech robi za maskotkę! I Jawy! No i mamy. Kto tam dziś czeka na robotę? Mike Kennedy? Dobra, niech on to jakoś opisze. I mam, niech sekretarka Huttom podsunie ten pomysł, bo durny ślimak by na coś tak genialnego nie wpadł. Ale Huttowie nie maja sekretarek. Mają niewolnice. Tak? Tym lepiej, niewolnica niech walczy o lepsze jutro dla siebie i dzieci... Albo niech nie ma dzieci, będzie ładniejsza. I niech ona ruszy za łowcami i próbuje ich przeciągnąć na swoją stronę. Niewolnica? Jak? Niemożliwe. Nie... To niech ktoś inny ją wynajmie. Ale zakręciłem, nie? To będzie hicior! I zostawmy radosną grupkę decydentów nad ich kolejnym błyskotliwym pomysłem. Czy jeszcze coś pozostało do powiedzenia o Yavin Vassilika? Chyba tylko tyle, że mimo doskonałych narzędzi, bo rzeczywiście dobór postaci jest klasyczny i nawet rysunek pasuje do lekko komediowej (ale tylko lekko) narracji, mimo wspaniałych kolorów i całej masy plenerów (akurat do Carlosa nie można mieć specjalnych pretensji, ale i tak obrywa za całokształt i udział w tym czymś), w końcu to pięć zeszytów i kilka planet, to jednak... Bez dobrej fabuły sukcesu nie da się osiągnąć. A więc kompletne dno? W sumie tak. Zmarnowano wspaniałą szansę. I nic tego nie ratuje. Ani ciekawostki i nawiązania do tej późniejszej, drugiej trylogii Hana Solo, bo przecież prawie na każdej planszy wspomniany jest ów "udany" rajd na Ylesię, Lando i inni wypominają Hanowi, że jest skreślony i nawet Greedo wbija mu co jakiś czas szpilkę, aż do śmiertelnego znudzenia. Niestety "małpeczka" Greedo nie osiąga poziomu Salaciousa Crumba. Ani łowcy, którzy każdy z każdym, wszędzie i zawsze, bez oporu do koloru etc. etc. Nawet Boba... "Mów mi szmato." Ani powracająca, jak zły szeląg, dobra znajoma Hana. Ani nawet finał na Yavinie IV, który miał być łącznikiem z ANH, a właściwie to nim nie jest, bo to bardzo bzdurny i naciągany łącznik. Bo czy ktoś widział... do kamiennej świątyni? A poza tym, ile razy można czytać opowieść drogi, którą znamy już do końca z pierwszego zeszytu? Może i Mike Kennedy jest dobrym twórcą. Może i Dark Horse jest dobrym wydawcą. Ale tym razem stworzyli coś, czego mimo niemałego wysiłku, Carlos Meglia nie uratował. Podsumowując, to da się przeczytać (czyt: obejrzeć), ale nigdy nie powinno się do tego wracać. Droid[25. 12. 2007] Scenariusz: Mike Kennedy Rysunki: Carlos Meglia Tusz: Keith Williams, Rich Perrotta Kolory: Dave Stewart Okładki: Carlos Meglia (TPB) Andrew Robinson (zeszyty) Wydanie: TPB/5 zeszytów Wydawca: Dark Horse Comics, listopad 2001 Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |