strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Komiksy > Recenzje > X-Wing Rogue Squadron #25 The Making of Baron Fel nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny


X-Wing Rogue Squadron #25 The Making of Baron Fel
Cztery lata po Nowej nadziei



Płk. Soontir Fel, baron Imperium: "Except for an accident of circumstance, I would have been your Luke Skywalker and he could have been me... After all we were both farmboys who loved to fly..."

Wiecie czym są legendy?

Ale nie, nie mówcie, że słyszeliście parę. Nie wymieniajcie żadnych. Nawet wiedza z jakiego języka pochodzi to słowo i od jakiej się wywodzi formy nie jest konieczna.

Te informacje są tylko otoczką, zbędnym kokonem jaki okrywa istotę - sens legendy. A tym niezmiennie pozostanie upamiętnienie osoby, zdarzenia. Takich od których zależało wiele. Których ślad odcisnął się głębiej, niż ślad jednego człeka Na tyle głęboko, ilu ludziom zmienił życie. Jednym z tych nielicznych, których dokonania warte były opiewania w pieśniach i powtarzania, w nierzadko mocno ubarwionych, podaniach; ludzi, którzy wpływali na epoki i dokonując faktycznego postępu podciągali o stopień wyżej cywilizacje istot przeciętnych, był imperialista z wyboru i wierności Soontir Fel.

Komiks nie jest pochwalnym stylizowanym peanem. Do tego trzeba by było osób trzecich. Historia życia opowiedziana jest w pierwszej osobie, składnie, metodycznie, bez nadmiernych emocjonalnych uniesień. A jednak w kształtowaniu wielkości barona Fela ten rzeczowy, żołnierski niemal, raport oddziałuje znacznie silniej, niż najlepsze choćby popisy krasomówcze oraz najbardziej zmyślne, zarazem sensowne, ubarwienia jego curriculum vitae.

Opuszczamy z wolna pokój przesłuchań, a słowa siedzącego na specjalnym fotelu wizualizują się w ciąg, którego tropem podążymy do ostatniej strony komiksu. Czego można było się spodziewać po Felu, wszystko zostało umieszczone. Opis zaczyna się w momencie kluczowego zdarzenia czasów dzieciństwa/młodości, zaś kończy w trakcie kolejnych potyczek galaktycznej wojny domowej. A więc na szybko: młodość, szkolenie, służba, sukcesy i - bardzo ważne - miłość. Te dwa ostatnie mocno splatają się z kolejnymi ciągami życiorysu barona.

Istnieje silna, wyciągnięta przez samego Soontira, paralela z życiorysem "największego fejmusa galaktyki", aczkolwiek jeśli się jej przyjrzeć z bliska różni ich bardzo wiele. Po pierwsze: Fel sam kształtował swój los i samemu "wplątał się" w Historię. Zupełnie inaczej jak młody wieśniak z Tatooine, po którego Historia przyszła sama, i który pewnie przez kolejne sezony pomagałby wujowi (a w zasadzie to stryjowi) przy zbiorach. Tymczasem Fel dokonuje wyboru, dramatycznego. W chwili niegodziwości nie zezwala na nią. Jest konsekwentny, dokonuje wyborów i ponosi za nie odpowiedzialność. Jego prawość wybija się już w pierwszym momentach od chwili poznania. Ścieżką sprawiedliwości, lojalności i wierności podążał będzie wytrwale i ściśle się nimi kierował. Zaszantażowany konsekwencjami wobec swojego ojca i faktycznym zniszczeniem ukochanej rodziny, zmuszony do konieczności pójścia w kamasze, nie zastanawia nawet przez chwilę się. Wybiera spokój rodziców i życie pilota. Zabawne, bo Skywalker marzył o Akademii i nigdy do niej nie trafił. Soontir wręcz odwrotnie - jego życie układało się idealnie na płaszczyźnie cywilnej...

Szkolenie jest trudne, bo takim ma być, żeby przygotować żołnierza do trudów wojaczki. Niepotrzebni muszą zrezygnować, wartościowi nauczyć się jeszcze więcej. Fel radzi sobie doskonale, kolejne wyzwania dowodzą jego umiejętności. Każda misja kończy się sukcesem. Umie dowodzić, umie słuchać, umie współdziałać z kolegami i szanować podwładnych.. Spodziewane zakończenie Akademii z wyróżnieniem. Pochwała od samego moffa Tarkina (a z nim niewiadomo po co Vader za jego plecami). Fel trafia na jednostkę liniową, uzyskuje liczne sukcesy, awansuje na kapitana. Potem pewne zdarzenie powoduje przeniesienie go do roli wykładowcy w jednej z filii Akademii. Później znowu trafia na myśliwce, spotyka Evira Derricote'a, krystalizuje się 181., dzieje jego pędzą prędko jak kolejką górską, ale gdzieś, gdzieś w trakcie, poznaje Wynssę Starflare, czyli siostrę sami wiecie kogo. Dalsze opisywanie losów barona mija się z celem, gdyż jak zawsze istotne jest jak, a nie co.

Trzeba natomiast skupić się nad paroma szczegółami w trakcie opowieści. Otóż wspaniały jest nade wszystko heroizm Fela. Był "farmboyem", jak Luke, ale jednocześnie zupełnie innym człowiekiem. Nigdy nie śnił bajek o lataniu, zostaniu "najlepszym pilotem w galaktyce" itd., bo w przeciwieństwie do Skywalkera był inteligentny i stateczny. Nie chciał dostawać się do Akademii, żeby z niej uciekać do Rebelii, gdyż był człowiekiem honoru. Wojna go nie interesowała, lecz gdy został już żołnierzem wiedział, że dlatego ma szacunek dla ojca i matki, że wpoili mu parę podstawowych zasad. Lojalność, uczciwość, prawość, szlachetność i kompetencję. Nie radowało go zabijanie. Miał świadomość, że porządku i ludzi, przede wszystkim ludzi stanowiącym ten porządek, ochraniać trzeba za wszelką cenę. Nawet i zwłaszcza wtedy, gdy ceną tą są życia innych ludzi, gotowych ten porządek zniszczyć. Nie nienawidził rebeliantów i piratów, nienawidził wrogów Imperium. Własnymi umiejętnościami, doszedł do wszystkich rang. Nie stał się bohaterem z niczego, dzięki temu, że jeden pilot z eskadry zachorował w dniu bitwy...

Z kolei rzeczą która koszmarnie razi, a przynajmniej mnie, jest niesamowita kumulacja i kondensacja innych pierwiastków EU. Irytująca tak, że aż zęby bolą mania spotykania się wszystkich ze wszystkimi. W momencie, gdy trzeba łapać niedoszłych gwałcicieli z CorSeku oddelegowany zostaje oczywiście kto - Valin Horn. Chociaż może dobrze, przynajmniej przez to zachowuje się jakiś wizerunek dzielnego ojca Corrana. Na szkoleniu w Akademii jego kolegami-rekrutami są chociażby Han Solo i Loka Hask. Gdy wreszcie kończy ją, gratulować musi mu oczywiście Tarkin i jeszcze zapewniać: "Zapamiętam Twoje nazwisko, ziom." W końcu jako "pan profesór" naucza przyszłych pilotów pod jego komendę po prostu muszą wpaść: Darklighter, Celchu i Klivian. A, i jeszcze Ysanne Isard próbuje z nim pogrywać. Ludzie to kochają, wiem, bo mówią - o, dużo nawiązań do EU, dobrze. W istocie nie jest dobrze, bo jeśli galaktyka jest taka megawielka, to raczej trudno byłoby, żeby oni się tak często spotykali, no ale widać taki już zwyczaj w SW.

Śmieszna jest mimo wszystko prorebelianckość, ale autora, czyli Stacka. I chociaż Soontir jest jak powinien szlachetny i oddany sprawie, a mimo tego ludzki i sprawiedliwy dla wroga., to Stack, jak zawsze z tylnego siedzenia udziwnia. I tak, oczywiście zgniłe, Imperium co rusz komplikuje życie młodemu pilotowi. W sumie nie jest to jakoś szczególnie odstręczające i męczące, w końcu molochy zwykle działają w podobny sposób. Inna rzecz, że już totalną, pardon my french, "wiochą" jest zniszczenie kultu bitwy o Derrę IV, podczas której, jak wszyscy pewnie wiecie, ginie rebeliancki commander Narra i wraz z nim przepada cały transport Rebelii. Zwykle przedstawiano to jako zwykłą potyczkę, w której słabe przecież siły Sojuszu wpadają na kilka eskadr TIE i zostają rozstrzelane.

Zwykła przewaga liczebna, przy stosunku sił i różnicy techniki jedyne prawdopodobne zakończenie. Tu z kolei pokazane są jakieś olbrzymie imperialne przygotowania. Prawie jak "o jeden most za daleko". I Vader, i sam Palpi, i Thrawn na dodatek kombinują chyba z miesiąc. 181., moc ISD, w ogóle pół armii, żeby zniszczyć kilka myśliwców. Żenada. Jeszcze większa, że po tym sukcesie Thrawna pominięto przy rozdawaniu medali, gdyż jak wiecie był...

A "to" wynika z ksenofobii itd. Zresztą popatrzcie, gdy przesłuchują Fela w fotelu, to nie jest przykuty. Pasy na poręczach leżą luźne. Ach, ta dobra, miłościwa Rebelia. Pomogą znaleźć mu żonę.

Z rzeczy zupełnie z niczym nie powiązanych jest ciekawy trynd/obsesja Stacka do umieszczania całej galerii mężczyzn w różnym stadium łysienia, od delikatnych zakoli Fela, przez rosnące na przestrzeni lat ł. plackowate Derricote'a. Nie mówiąc już w ogóle o wygolonych kadetach w Akademii. Z tego co widziałem na zdjęciach, Stack dawno już przegrał z tymi pieprzonymi, bo sam ich nienawidzę, androgenami, ale żeby tak do tego wracać. Jeny, zią, znaj umiar. Zwłaszcza, że w innych komiksach o X-wingu/Łotrach jest podobnie.

Na samiuśki koniec warto podkreślić, że niespecjalne, "niekonkretne" jak powiedzieliby kibice piłkarscy ("pozdro dla kumatych"), wspaniale współgrają z kronikarskim charakterem długiego odcinka. Podobnego zabiegu ze szczegółowym przedstawieniem historii innego pilota dokonano w Darklighterze, ale o tym to już lepiej w ogóle nie wspominać.

Baca
[17. 03. 2008]

Tytuł: X-Wing Rogue Squadron #25 The Making of Baron Fel
Scenariusz: Michael A. Stackpole
Ołówek: Steve Crespo
Tusz: Chip Wallace
Kolory: Dave Nestelle
Okładka: Timothy Bradstreet
Wydanie: One-shot, 48 stron
Wydawca: Dark Horse Comics, grudzień 1997


|przeczytaj inne recenzje|



Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016