Komiksy > Recenzje > X-Wing Rogue Squadron: Masquerade | nasze bannery |
|
|
Cztery lata po Nowej nadziei Ysanne Isard: "Powinieneś wiedzieć, że on nie był moim agentem." I tu niestety wypada zgodzić się z Panią Dyrektor. Pomimo kilkukrotnej lektury po dziś dzień nie wiem, o co w tej podserii chodzi. Problem wynika może nie tyle jedyni ze szczególnie zawiłych splotów akcji, ale bardziej ze specyfiki rysunku. Fabularnie bowiem komiks aż taki "trudny" do ogarnięcia nie jest - jest nieczytelny, totalnie. O co zatem chodzi - komiksowe X-skrzydłowce z wolna dolatują do kresu swej misji. Stackpole ciągnie wątki, które będą domknięte w następnych czterech komiksach albo dopiero w serii X-wingowych książek (a nawet po niej). Standardowo przewija się wątek Soontira Fela, który z żalem stwierdza, że Imperium, któremu służył dawno już przestało istnieć. Co za tym idzie, wpleciona jest cała masa innych postaci właściwych Stackowi. Jest więc i herod-baba - Ysanne Isard; są wszystkie pociotki z rodzin Terrików i Hornów; pojawia się Leonia Tavira (wyjątkowo bez fryzu a'la ruska baba z Indiany Jonesa IV); trafia się też Sate Pestage. Wokół uroczego starszego pana kręci się wszystko. Jak tu go skaptować dla Sojuszu. W tym celu wysłane zostają młode pary, więc rebelianci korzystają z podobieństwa Winter - pojawia się kilka xiężniczek Lei. Tak, że ciężko się połapać. Momentami. No i ten wspaniały romans Tycha Celchu i Winter kwitnie dalej. Pułapki są zastawiane jedne na drugich, a podwójni agenci okazują się potrójnymi. "Sensacja goni sensację, a książka goni książkę". W to wszystko rzucony jeszcze jest Delak Krennel, ale jego próby zniszczenia Rebelii spalają na panewce, gdyż Pestage jednak się zgodził na pewne rzeczy. Gdy w to wszystko włączymy Hana Solo, lansującego się zwycięstwami w sabaku, wpadamy w prawdziwe pandemonium głupoty. Zaś, żeby do reszty poszatkować fabułę i zrobić cicer cum caule, szeregowe "Łotry" co chwilę strzelają do jakiś "Brzydali" bądź tłuką przy użyciu kopów z półobrotu jakieś indywidua i menty w mordowniach. Śmieszna jest też Isard i to, że złapała niezłego hopla na punkcie Fela. Widać, że kobicie odbija, bo nie ma chłopa. Stack nie byłby sobą, gdyby nie pokazano kolejnego łysiejącego faceta. A od tej łysiny prosto można przejść do obrazków, które bardzo złe są. Każda postać wygląda jak wycięty z papieru stand, a nie żywa istota. Przybierają takie sztuczne pozy, za grosz w nich ruchu i dynamizmu. Ustawione manekiny. Plenery też w odwrocie, masa zbliżeń jak u Jacksona w LotRze. Kolory wydają mi się nazbyt nasycone i totalnie nie cieniowane, przez co ilustracje wyglądają jak wypełniona kolorowanka dla przedszkolaka. Dodać należy, że także bitwy kosmiczne nie prezentują się chwacko, gdyż zaburzone są nieco proporcje z perspektywą i np. Y-wingi trochę się rozłażą pod dziwnymi kątami. Gdybym miał dać jakieś "plusy dodatnie", to niewątpliwie za charakterność Boostera Terrika. No i soczyste i dokładne okładki autorstwa Johna Nadeau. No i może trochę mniejsze plusiki, humorystyczne, za śmiechowe oddanie imperialnych notabli, którzy wyglądają jak skrzyżowania cygańskich xiążąt z naftowymi szejkami. Oraz chudego Chewbacckę. Zeszyty docenić może tylko ten, kto znajdzie cierpliwość, żeby dokładnie kartka po kartce wałkować ten komiks przez pół dnia. A na to jak wiadomo, w dzisiejszym pędzącym świecie, szkoda czasu. Przynajmniej dla dzieła nerdyckiego, które ma być proste i przyjemne, bo zawiłości i prawdziwego artyzmu oczekuję od sztuki wysokiej, a nie takich pseudo-intelektualnych blubrów. Szczęśliwie podseria, następująca po tych komikach, stanowi prawdziwą awangardę X-winga, będąc chronologicznie w istocie ariergardą. Baca[07. 07. 2008] Scenariusz: Michael A. Stackpole Ołówek: Drew Johnson Tusz: Gary Martin Kolory: Dave Nestelle Okładki: John Nadeau (zeszyty) i Terese Nielsen (TPB) Wydanie: cztery zeszyty, TPB Wydawca: Dark Horse Comics, marzec-lipiec 1998 Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |