Galaktykę od blisko dwóch dekad spowija mrok. W skutek machinacji Palpatine'a na zgliszczach Republiki powstało Imperium. Rycerze Jedi, dawni strażnicy pokoju zostali wymordowani przez reżim Sithów, lecz spośród tysięcy planet nie brak tych, którzy pragną czynnie przeciwstawić się ładowi Imperatora. Rodzi się Sojusz Rebelii i walka z tyrania nabiera nowego wymiaru. Tymczasem w Imperialnym Centrum, na planecie Coruscant, pewna postać toczy prywatną wojnę z Imperium.
Każdy kolejny tytuł z cyklu Star Wars firmowany logiem LucasArts na długo przed premierą staje się wydarzeniem na rynku elektronicznej rozrywki. Czy aby na pewno? Niemal bezszelestnie przed świętami Bożego Narodzenia na sklepowe półki wkroczyła gra Star Wars: Lethal Alliance - Gwiezdne wojny dedykowane przenośnym konsolom PSP i Nintendo DS. Konsola Sony dotychczas pochwalić się mogła dwoma "gwiezdnymi" tytułami (Battlefront II i LEGO Star Wars II: The Original Trilogy), lecz Lethal Alliance jest w tym momencie pozycją wyjątkową. Nie jest to jedynie konwersja, lecz jest grą dedykowaną tylko i wyłącznie "kieszonkowcom". Skoro tak, to i w sposób szczególny powinna wykorzystywać potencjał drzemiący w tym małym urządzeniu. Zaraz odpowiem na ile autorom z Ubisoft ta sztuka się udała.
Ubisoft? Dokładnie, gdyż to właśnie kanadyjskie studio koncernu stworzyło Lethal Alliance w kooperacji z LucasArts i z błogosławieństwem ludzi od licencji "gwiezdno-wojennych". Licencja zobowiązuje - każda historia przestawiona w grach wpisuje się na stałe do kanonu uniwersum, by stanowić z czasem temat dziesiątek dyskusji. Zatem nie tylko należy zrobić porządny program, ale i stworzyć oryginalną fabułę, charakterystyczną postać, krótko mówiąc dać z siebie wszystko, by nie zostać oskarżonym o hipokryzję. Gracze będący w dużej mierze fanami "sagi Lucasa" są wybredni i do każdej nowego tytułu podchodzą ze znacznie większymi oczekiwaniami niż do gier opartych na innych filmach. Sztab speców od linii fabularnej dał z siebie dużo, ale po zabawie pewien niedosyt pozostał.
Bohaterką Lethal Alliance jest ponętna (a jak!) Twi'lekanka, Rianna Saren, której przeszłość pełna jest mrocznych i bolesnych doświadczeń. Jak wiele przedstawicielek swej rasy trafiła za młodu do niewoli. Udało się jej uciec, ale by przeżyć w otaczającej ją brutalnej rzeczywistości musiała wkroczyć na drogę przestępczości. Jest żądna zemsty na Imperium, a głównym celem wendetty stał się Zarien Kheev - jej dawny właściciel. Riannę spotykamy na Coruscant podczas pierwszej misji wykonywanej dla... Kyle'a Katarna! Czyżby pokazując tak szybko głównego bohatera serii Dark Forces/Jedi Knight autorzy chcieli nam coś zasugerować? W pewnym sensie tak, bowiem istnieje co najmniej kilka powiązań pomiędzy Lethal Alliance a pierwszym Dark Forces. Przede wszystkim główny bohater jest najemnikiem nie posiadającym zdolności władania mocą. Nareszcie jakiś odpoczynek od Jedi - gra toczy się w takim momencie historii, że z latarką (nie mylić z mieczem świetlnym) ich szukać. Najważniejsze na koniec - obie gry zahaczają o siebie w pewnym newralgicznym momencie fabuły. Otóż okazuje się, że nie tylko Kyle Katarn wykonywał misję na Danucie (bez skojarzeń), której celem było zdobycie planów pierwszej Gwiazdy Śmierci. To też stanowi cel główny Rianny, lecz nim go wykonamy, przyjdzie nam się zmierzyć z wieloma innymi zadaniami.
Poszczególne misje nie należą do zbyt wysublimowanych. Sposób pokonywania większości lokacji odbywa się w sposób powtarzalny - należy powystrzelać wszystkich (czasami za pomocą napotkanego działka), co owocuje otworzeniem przejścia do kolejnego pomieszczenia. Dominuje przy tym akcja w konwencji strzelanek z trzeciej perspektywy z elementami platformowo-zręcznościowymi mającymi naśladować styl perskiego księcia. Tylko od czasu do czasu możemy spróbować nieco bardziej wyrafinowanej techniki, czyli skradania. Nie ukrywam, że lwią część zabawy stanowi całkiem miła dla oka totalna rozwałka. Z drugiej strony, gra jest dość przewidywalna i liniowa aż do bólu. Pierwsze i drugie przejście nie owocuje najmniejszymi nowymi odkryciami. Poza wykonaniem podstawowych zadań nie znajdziemy żadnych innych atrakcji np. w postaci ukrytych bonusów. Nawet za ukończenie gry nie otrzymamy żadnej nagrody poza krótką marnej jakości scenką. Pewien miły przerywnik stanowią jedynie etapy, w których lecąc z droidem musimy akrobatycznie omijać napotkane przeszkody, walki z bossami, a także dwa etapy, w których przychodzi nam odeprzeć atak myśliwców Tie.
Powyższy czarny obraz ratuje w dużej mierze tytułowy "zabójczy sojusz", który Rianna nawiązuje już na początku gry z droidem pieszczotliwie nazwanym Zeeo. Obie postaci łączy szczera niechęć do Imperium. Kooperacja Rianny i Zeeo owocuje efektownymi kombinacjami ciosów i combosów, których wachlarz nieznacznie rozwija się w trakcie kolejnych misji, zaś Twi'lekanka może przy tym wykazać się ciekawymi dla oka zdolnościami akrobatycznymi. Poziom współpracy obrazuje pasek Team Alliance, którego zapełnienie zapewnia naszej parze najbardziej zabójczą efektywność. Zastosowanie wówczas Zeeo jako tarczy sprawia, że droid odbija strzały z blasterów z precyzją wyszkolonego Jedi. Ot taki mały substytut miecza świetlnego. Takowym jest również "biała" broń Rianny, czyli "Cierń z Ryloth", który aktywuje się automatycznie w bliskim kontakcie z wrogiem. Poza tym najemniczka dysponuje dwoma rodzajami blasterów, snajperką i wyrzutnią termicznych detonatorów. Niewiele, ale arsenał ten w zupełności wystarcza i znajduje przez większość gry praktyczne zastosowanie. Należy również nadmienić, że w zakresie zadań Zeeo znajduje się: łamanie zabezpieczeń, otwieranie pojemników z amunicją/energią, uzbrajanie pułapek, służenie za środek transportu i wpychanie się do otworów wentylacyjnych. Szkoda tylko, że całość stosowana jest w ściśle wyznaczonych momentach gry i znów wiele traci poprzez liniowość. Wszystkie te atrakcje wykonujemy dość elastycznie, bez większych problemów ze strony sterowania. Jednoczesne naciśnięcie klawiszy L i R resetuje kamerę, dzięki czemu szybko można ustawić się względem napastnika. Większość kombinacji zaskakuje płynnie i bez większych trudności, a jedyny zgrzyt stanowi wskazywanie zadań dla Zeeo, który notorycznie nie potrafi omijać przeszkód na drodze do celu.
Graficznie grę "napędza" silnik Unreal Technology, bynajmniej nie trzeciej generacji, co widać zresztą na ekranie konsolki. Generowana grafika nie wybija się specjalnie ani na plus ani na minus. Poszczególne lokacje wypadają lepiej lub gorzej, a bez zarzutu wypada chyba jedynie dopracowana animacja głównych bohaterów gry. Naprawdę miło jest popatrzeć jak ta para cieszy się po zaliczeniu trudniejszych etapów gry. Szkoda, że mocno zawężony został obszar gry. Większość drzwi jest zablokowana i podążać musimy po ściśle opracowanej przez projektantów ścieżce. W grze znajdziemy całkiem sporo mięsa armatniego, ale modele postaci nie są już tak dopracowane jak model panny Rianny, a niemal tragicznie wypadają skostniałe roboty serii IG. Do największej furii doprowadziły mnie natomiast przerywniki filmowe opracowane na lekko podrasowanym silniku gry. Jest ich bowiem tyle, co kot napłakał. Małość, słabość, a przecież płytka UMD może pomieścić ok. 1,6 GB danych. Taka gra powinna aż tryskać multimedialnymi bajerami.
Poziom trudności dostosowany został do poziomu gracza młodszego nie tylko na poziomie easy, ale także na poziomach medium i hard. Sztuczna inteligencja nie jest może szczególnie bystra, ale od czasu do czasu imperialni szturmowcy przypominają sobie, że należy schować się za przeszkodami, rzucić granatem, obezwładnić przeciwnika promieniem, a także by biegać, bo wówczas automatyczne celowanie ma problemy z naprowadzaniem strzałów. Przy odpowiednim zacięciu chyba tylko niedowład kończyn powstrzyma was przez skończeniem gry w jeden dzień (maksymalnie dwa doładowania baterii). To zdecydowanie za mało. Krótki i liniowy tryb single player nie zachęca do powtórnej zabawy, ale jeśli już się skusimy to atmosfera jest całkiem miła. O trybie multiplayer można powiedzieć jedynie tylko tyle, że jest i działa za pomocą połączenia Ad Hoc. Zbieranie kredytów czy zabijanie szybciej od przeciwnika nie wciąga nawet przez chwilę.
Nie odkryję Ameryki pisząc, że ścieżka dźwiękowa stworzona na potrzeby Gwiezdnych wojen jest jedną najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych w przemyśle filmowym. John Williams z każdym kolejnym filmem dokładał kolejne elementy, bez których historia opowiedziana przez Lucasa nie byłaby równie wyjątkowa. Z jej bogactwa zazwyczaj dowoli korzystają twórcy gier i tak jest w przypadku Lethal Alliance. Przez całą grę towarzyszą nam znajome melodie. W czasie eksploracji kolejnych lokacji słyszymy jedynie fragmenty underscore, który zmieniają się w muzykę akcji natychmiast, gdy rozpoczynamy walkę. Ilustracje muzyczne dobrane zostały na zasadzie analogii do scen filmowych np. w czasie pościgów słyszymy temat z bębnami ze sceny pościgu za łowczynią nagród z Ataku klonów, a gdy odpieramy atak myśliwców towarzyszy nam "Tie Fighter Attack" z Nowej nadziei. To tworzy magię Star Wars i zachęca do zabawy. Poza muzyką równie charakterystyczne są dźwięki. Nie jest tego wiele - strzały z blasterów, odgłosy urządzeń i myśliwców, pipnięcia droidów, a także pojękiwania głównej bohaterki. To ostatnie dość szczególnie przykuwa uwagę rządnych sensacji osób. Przyznam, że w miejscach publicznych dobiegające z głośniczków pojękiwania Rianny odbierane były dwuznacznie. Sporym minusem są fatalnie dobrane głosy wielu postaci z gry. Leia Organa brzmi paskudnie, a jedynie broni się Rianna Saren i Darth Vader, z czego ten ostatni wypowiada raptem parę zdań w jednej ze scenek.
Czy Lethal Alliance trzyma klimat Gwiezdnych wojen? Fani sagi Lucasa czekają z niecierpliwością na odpowiedź na to pytanie. Nie wszystkim da się dogodzić, bo czymże jest ów klimat i czy obowiązującym ma być ten z pierwszej czy z szóstej części filmowej sagi? Rozmieniło się na drobne "lucasowe dziecię", ale dzięki temu każdy odnajdzie w tym barwnym świecie coś dla siebie. W Lethal Alliance nie brakuje dziesiątków akcentów nawiązujących do filmów, czy też wspomnianej wcześniej gry Dark Forces. Jest uniwersum, znane mniej lub bardziej planety, bohaterowie, a nad wszystkim złowrogo krąży pierwsza Gwiazda Śmierci. Akcja gry rozrzucona jest po lokacjach: Coruscant, Alderaan (a raczej statek znajdujący się w jej atmosferze), Mustafar, Tatooine, Despayre, pokład Gwiazdy Śmierci i Danuta. Uwagę przykuć może planeta Despayre, która jako pierwsza pada ofiarą Gwiazdy Śmierci. Napotykamy kilka postaci z uniwersum: Kyle'a Katarna, Leię Organę, Bobę Fetta i Dartha Vadera. Co prawda większość z nich pojawia się tylko w scenkach przerywnikowych, ale są i gadają. Do tego trzeba jeszcze dodać wszelkiej maści szturmowców Imperium, pomniejszych łowców, roboty z serii IG, maszyny kroczące, pojedynki z myśliwcami Tie i walkę z Rancorem. Prawda, że każdy znajdzie coś dla siebie?
Podsumowując, jest to kolejna przeciętna produkcja do grona odbiorców której zaliczyłbym jedynie fanów Gwiezdnych wojen. Jeśli na kogoś nie działa magia serii, może spokojnie Lethal Alliance ominąć szerokim łukiem, bo na PSP znajdzie wiele ciekawszych tytułów.
This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016