strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Opinie Nomi - No Prisoners nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny


okładka
W niezapomnianym roku 1904, czy też 1905... A zresztą któż pamiętałby w którym. W każdym razie w galaktyce wybuchła wojna. Wojna jakiej najstarsi ludzie nie pamiętali, bo któż tam wie, co pamiętają obce rasy, kto interesuje się tym, co mogą pamiętać droidy, wojna ogarniająca tysiące światów i miliardy istnień. Wojna stwarzająca możliwości przeżycia dziesiątek pasjonujących, niebezpiecznych, romantycznych, wzruszających przygód, o których można później, po wielu latach, opowiedzieć zasłuchanym, podekscytowanym wnuczętom. A że coś się doda, coś przemilczy, o czymś zapomni i że opowieść nie znajduje odbicia w wielkich podręcznikach oficjalnej historii, to co? Ważne, że jest ciekawa i pełna przygód, i że opowiada o osobach, które można polubić lub znienawidzić. Że wzrusza i porusza emocje. Że niesie mądre spostrzeżenia, stawia ważne pytania, podpowiada tematy do późniejszych rozważań, rozmów i przemyśleń przed zaśnięciem. W powieści "No Prisoners" Karen Traviss snuje opowieść o czasach wojny, z którą, jeśli tylko będziemy mieli ochotę uważnie posłuchać, przeżyjemy historię życia razem z ulubionymi bohaterami.

A czy wiedzieliście, że Gilad Pellaeon, późniejszy kapitan, admirał, polityk i przywódca, skłamał w sprawie swego wieku, aby zostać przyjętym do służby we Flocie? I że jest żeglarzem w jak najbardziej "starożytnym" znaczeniu tego słowa? Był także w młodości niepoprawnym flirciarzem, mężczyzną ze skłonnością do interesowania się niewłaściwymi kobietami. Być może to właśnie siedzący za biurkami mężowie i nie posiadający takiego uroku zazdrośnicy, złośliwie wstrzymywali postęp jego kariery? A może to tylko plotki? Ale prawdą jest, że pewnego wieczoru, po balu, Pellaeon stanął pod balkonem pewnej pięknej damy i... Nie był rodzinnym typem, ale jego uczucia zawsze były szczere i prawdziwe. A jedna z jego przyjaciółek, ta z którą był związany w czasie Wojen Klonów, była agentką wywiadu Republiki, czyli prościej mówiąc, szpiegiem.

A czy wiecie, że uznawana powszechnie za prawą i szlachetną Republika, opisywana we wszystkich znanych nam źródłach jako "ci dobrzy", szukała poparcia dla swojej władzy za wszelką cenę, zwłaszcza w czasach wojny, gdy niezadowoleni mogli poszukać alternatywy w Konfederacji Niezależnych Systemów? Czasami oznaczało to popieranie nawet takich rządów planetarnych, które były znienawidzone przez swoich własnych obywateli. Rządów dyktatorskich, totalitarnych, jaskrawo niesprawiedliwych, nie dbających o prawa istot rozumnych. Ale ci zamknięci w swoich pałacach i otoczeni kordonem policji dyktatorzy deklarowali poparcie dla Republiki! Przynajmniej tak to wynika z tych samych dobrze nam znanych źródeł. Co za dysonans... Czyżby zamierzony? Przez kogo? Dlaczego? Wróćmy jednak do tych "niedobrych" dyktatorów. Trzeba ich wesprzeć! Odrzucić w kąt ideały, wolę ludu, prawo do samostanowienia, prawa demokracji i inne niepotrzebne głupoty. Bo może to jednak głupoty? Na wojnie każdy cel uświęca środki, historię piszą zwycięzcy. Wielka i sprawiedliwa Republika wysyła więc swojego agenta, aby zniszczył rodzącą się rewolucję, zniszczył nadzieję ludzi na lepsze życie. A może jednak ich uratował? A czy w podręcznikach historii galaktyki jest wspomnienie o starciu, jakie w czasach Wojen Klonów rozegrało się w przestrzeni planety JanFathal w systemie Fath? Niektórzy machną ręką, bo to tylko niewielka potyczka. Jeden republikański okręt, niewielki oddział sklonowanych żołnierzy, kilkoro Jedi. Kilkoro...? Straty niewielkie, niewiele znaczące w ogólnym teatrze wojny. Nic ciekawego. Ale gdy przyjrzymy się bliżej, obraz się zmieni. Już nie ma statystycznego oddziału, tylko młodzi, niedoświadczeni żołnierze, idący na pierwszą w życiu, być może także ostatnią, misję. Jak to młodzi żołnierze, chcący poznać świat, ciekawych ludzi, przeżyć przygodę, zarobić co nieco. Widać dowódców, którzy muszą podejmować decyzje, od których zależy czyjeś istnienie i z których konsekwencjami będą musieli zmierzyć się później, napisać list do matki poległego żołnierza. Jak to dowódcy. Widać cywili uwięzionych w pułapce pomiędzy walczącymi stronami, pragnących tylko przeżyć. Jak to niewinni cywile zaplątani w historię dziejów. W tej wojnie widzianej z bliska nie ma radosnej zabawy, wesołej przygody, która zawsze kończy się dobrze. Wojna nie jest wesoła, jest okrutna dla słabych.

A czy wiecie, że niektórzy spośród Jedi posiadali umiejętność komunikowania się, bliskiego kontaktu z maszynami? Potrafili umysłem przeniknąć tajemnicze impulsy elektryczne, sekrety złączy, procesorów, przewodników i innych cudów z których korzystamy, nie wiedząc jak naprawdę działają. Otóż taki Jedi też nie wie... On czuje. Czuje przepływ energii, odczuwa logikę maszyny, potrafi wniknąć w jej wnętrze i znaleźć błąd. A potem go naprawić. Jakże przydałby się taki Jedi, gdy okrutny, wrogi i niezrozumiały system komputerowy wyświetla przerażający błękitny ekran, błękitne okno do nikąd... Jedna z tych rozumiejących maszyny Jedi pojawiła się już kiedyś w innej opowieści. Callista Masana przekazała całkowicie swoją duszę maszynie, ratując się przed śmiercią. I w tej elektronicznej postaci poznała... Ale to inna historia, inny czas. A opowieść nigdy się nie kończy.

okładka
A czy wiecie, że poza oficjalnym Zakonem Jedi, tym jedynie słusznym, najszerzej opisywanym i znanym, z dobrze i jedynie nam dostępnych źródeł, istniało wiele sekt i odłamów Jedi? Przywódcą jednego z nich był mistrz Djinn Altis. Jego herezją było odrzucenie powszechnie znanego zakazu przywiązania. Według oficjalnego stanowiska Zakonu przywiązanie prowadzi do cierpienia, bo każdy boi się stracić to, do czego się przywiązał. Co nomen omen jest prawdą. Lecz ponoć dalej czyha już tylko otchłań Ciemnej Strony. A jak to wygląda według uczniów i zwolenników mistrza heretyka? Otóż pasje, namiętności, miłości są potrzebne, niezbędne i konieczne. Przywiązanie tworzy więzi społeczne, buduje rodziny, zaufanie, tworzy społeczeństwa. Miłość do innych istot każe nam im pomóc, bezinteresownie poświęcać swój czas i środki dla czyjegoś dobra. Bo kochamy innych ludzi. Pasja poznawania pozwala uczyć się i odkrywać nowe rzeczy, rozwijać spojrzenie na świat. Gniew i złość wymierzone przeciwko napotkanemu złu i niesprawiedliwości są słuszne i właściwe. Emocji nie można ograniczyć, zamknąć w klatce, wyeliminować. Można je za to wykorzystać i zaprząc do tworzenia dobrych, i wspaniałych rzeczy. To miłości, pasji i sprawiedliwego gniewu potrzebuje świat, nie pasywności, obojętności i spokoju ducha w obliczu niesprawiedliwości cierpienia i śmierci. Ortodoksyjni Jedi z punktu widzenia mistrza Altisa są nieczułymi, zimnymi okrutnikami, patrzącymi z pogodą ducha na niewinne istnienia umierające na ich rozkaz i na całe społeczności cierpiące dla większego dobra. I gdzie leży prawda? Bo czyż nie czym innym jest miłość do wszelkich istot rozumnych, do życia, a czym innym do tej jedynej...? A może nie?

A jak wygląda spotkanie Jedi z Zakonu i Jedi mistrza Altisa? Zwłaszcza, że w Świątyni nie naucza się o innych kierunkach i innych poglądach, bo tam istnieje tylko jedna, jedynie słuszna droga. Szok kulturowy. Szok poznania innej prawdy. Szok zrozumienia, że istnieje wiele prawd. To na początek. Następnie wzajemna obserwacja i dziecinna próba ratowania nieszczęsnych heretyków przed odmętami ciemności. I zadziwienie, że tej ciemności nie ma. Ale jeśli można żyć inaczej niż nauczała Świątynia i mimo tego nie upaść, to czy Świątynia kłamała? Czyli całe nasze dotychczasowe życie to kłamstwo? Nota bene tak. Zawalenie się podstaw egzystencji nie jest łatwym przeżyciem dla padawana. Nie byłoby to łatwe dla nikogo z nas. Czy dalej żyć w kłamstwie udając, że wszystko jest jak dawniej? A może, jak poradził zagubionemu padawanowi pewien żołnierz, przyjąć postawę podwładnego, przyjmującego rozkazy, ufającego przełożonym, którzy przecież muszą wiedzieć lepiej... Zupełnie jak droid... Prawda? Ale czyja?

A przecież wszyscy słuchający opowieści wiedzą, chociaż w plotkarskich magazynach na Coruscant jeszcze o tym nie napisano, a byłby to niezły skandal, że pewien Jedi ma ogromne problemy z zakazaną miłością, nie akceptowanym przywiązaniem. Czy młody człowiek pełen tłumionych namiętności potrafi zwierzyć się tym, którzy potrafiliby go zrozumieć i zaakceptować? A co mu powie stary, mądry mistrz-odstępca? Każdy ma prawo do tworzenia więzi, związków, do miłości. Ale czy każdy potrafi im sprostać? Gdzie leży różnica pomiędzy czystymi, szczerymi uczuciami a destrukcyjną obsesją? I nie rozważamy tu tylko przywiązania do innych ludzi, ale także kwestię poglądów, przekonań, przedmiotów, bogactwa, władzy... Otóż należy zadać sobie proste pytania. Czy mogę żyć bez...? Czy pozwolę odejść...? Do czego się posunę, by zatrzymać przy sobie...? Jeżeli odpowiedzi wywołują niepokój... Albo boimy się szukać w sobie odpowiedzi... Czy młody Jedi odważył się zbadać swoje myśli i odpowiedzieć na pytania starego mistrza? A może pomyśli o tym jutro...? Niektórzy potrafią przyjąć ciężar miłości i przywiązania, inni nie. Niektórzy stają się więźniami swoich emocji, inni nadal pewnie dzierżą klucze. Każdy musi sam znaleźć rozwiązanie. Tylko czasami całe światy cierpią dlatego, że ktoś swojej nie znalazł...

A czy sądzicie, że decyzje podejmowane przez pojedynczych ludzi, mnie, ciebie, ją, jego, mogą mieć realny wpływ na cały świat? Są w odległej galaktyce, i w naszej, jednostki wielkie, potężne, znaczące. Oni się liczą, albo tylko i aż trzymają władzę. A my, maluczcy? Czy nasz jeden uczynek, dobry czy zły, ma wpływ na całość? Nawet jeśli tego nie wiemy, nie mamy obrazu całości, czyńmy dobre rzeczy dla otoczenia, dbajmy o bliskich, o nasze otoczenie, o to, o co zadbać możemy. Może wtedy wielki świat się zmieni...? "You can't change the world, but you can change the facts. And when you change the facts..." Tak śpiewał dawno temu zespół Depeche Mode w piosence "New Dress". Jeżeli nie możemy być całkowicie pewni konsekwencji swoich czynów i decyzji, bądźmy lepiej ostrożni, bo być może kiedyś, gdzieś dopadnie nas odpowiedzialność. Ale czy wszyscy zostali tak... wychowani,... wyuczeni,... uwarunkowani,... zaprogramowani...? Ale z drugiej strony tylko ci, którzy prą głową naprzód, nie zważając na konsekwencje, osiągają wielki sukces. Sęk w tym, aby znaleźć dla siebie złoty środek i nie dać się "zdroidyzować".

Opowieść Karen Traviss przedstawia wiele osób z ich namiętnościami, problemami, przemyśleniami, decyzjami, rozterkami, które spotkały się podczas niewielkiej potyczki w systemie JanFathal na Zewnętrznych Rubieżach. Żołnierze i cywile, szeregowi i dowódcy, rycerze Jedi, ci z Zakonu i ci wyznający inne poglądy, szpiedzy i rewolucjoniści, mistrzowie i uczniowie, kobiety i mężczyźni. Niektórzy przeżyli, inni stracili życie. Jedni poszli dalej swoją ścieżką, inni całkowicie zmienili swoje życie. Posłuchajcie ich opowieści. Może się czegoś nauczycie, coś rozważycie, coś przeżyjecie. Warto.

"The rest (...) was commentary."

Nomi
25.06.2009 r.

Artykuły: 1, 2.
Star Wars: The Clone Wars: No Prisoners - Karen Traviss - Del Rey Books - maj 2009 r.

- miękka okładka,
- format prawie A5,
- 272 strony,
- ISBN 0345508998,
- cena 16$.


Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016