Wreckage
7 miesięcy po Bitwie o Yavin
"- ...bodyguards. Were they still intact? - Not when I left."
Kiedy na okładce najnowszego empire ujrzałem napis
"Boba Fett - czy musimy coś
dodać?" pomyślałem, że
w przypadku tego pana z pewnością niewiele. Faktycznie, sama obecność najlepszego
łowcy w galaktyce zapewni zadowalającą sprzedaż, ale po po skończeniu,
niewątpliwie fascynującej lektury, doszedłem jednak do wniosku, że scenariusz
czasami się przydaje. Nawet w komiksie.
Zgodnie z logiką pownienem teraz przejść do opisu fabuły, ale nie jest to zadanie łatwe.
Jak bowiem opisywać coś, czego prawie nie ma?
Komiks ten owszem , jak przystało na dzieło literackie, posiada wstęp,
rozwinięcie i zakończenie, ale
tekst niestety przypadł tylko na dwie części - pierwszą i ostatnią. środkowa i
teoretycznie
najważniejsza i najdłuższa musi posiłkować się samą grafiką.
No, ale sprobujmy.
Pierwsza strona wita nas dialogiem pomiędzy dwoma pilotami Tie fighterów,
patrolującymi
jakiś obszar. Z dialogu dowiemy się, iż jeden z nich nudzi się okropnie i nie
jest
zbytnio zadowolony z wykonywanej misji, drugi natomiast cieszy się z chwili
spokoju i faktu, iż nikt
do nich nie strzela. Pociesza też pierwszego faktem, iż za pół godziny pojawi
się Adjudicator
(czy nie macie wrażenia, że Star Destroyery mają coraz idiotyczniejsze nazwy?)
i zniszczy pilnowany przez
nich obiekt, którym jest nic innego jak tytułowy "wrak", innego
Star Destroyera. W tym momencie obaj piloci giną w wielkiej i głośnej eksplozji.
Jak można się domyślać, sprawcą owego zamieszania był nie kto inny jak Boba Fett,
który po pokonaniu tej niewielkiej przeszkody, przystępuje do dalszej pracy.
Niestety dalej nie dzieje się zbyt wiele.
Mamy Fetta, wnętrze wraku Destroyera i przeszkody, które musi pokonać.
Roboty, mynocki, no i przede wszystkim wyścig z czasem, bo niezapominajmy, że
nieuchronnie
nadciąga Star Destroyer, mający zniszczyć jednostkę eksplorowaną przez Fetta.
Nie muszę chyba mówić, że nasz bohater, po pokonaniu wszystkich przeszkód, w ostatniej
chwili wydostaje się z wraku ze swoim łupem.
Tu przechodzimy do ostatniej części komiksu, w której obserwujemy zleceniodawcę
owej
niebezpiecznej wyprawy, który okazuje się być imperialnym oficerem. Dowiadujemy się
co było przedmiotem zlecenia i jaką cenę przyjdzie zapłacić oficerowi (który
nota bene jest
uderzająco podobny do Tarkina) za próbę oszukania Fetta.
Nie chcę psuć przyjemności z ewentualnej lektury, napiszę więc tylko, że miłość
potrafi
pchać ludzi do najniebezpieczniejszych czynów, ale... co to obchodzi Boba Fetta?
Treści jest, delkatnie mówiąc, za mało, nawet jak na 22 stronicowy one-shot,
ale strona
wizualna nadrabia jak może. Osobą odpowiedzialną za nią jest Adriana Melo i jest
to wiadomość dobra.
Przy całym szacunku i podziwie, jaki żywię do Cama Kennediego, ucieszyłem się,
że nie on popełnił to dzieło.
Przy niezaprzeczalnie dużych zasługach jakie pan Kennedy posiada w wykreowaniu
komiksowego wizerunku Fetta, kolejny komiks o Łowcy w jego wykonaniu, byłby już
po prostu nudny.
A tak mamy troszkę zachowawcze, ale jednocześnie odważne podejście do koloru, nieco
chaotyczną (zamierzenie) kreskę - jednym słowem
coś nowego i miłego dla oka.
Podsumowując - lektura miła choć krótka, mam nadzieje, że w przyszłości Adriana
Melo trafi na lepszego
scenarzystę, czego sobie i nam wszystkim życzę.
Kielo
Fabuła: 5/10 Grafika: 8/10
Tytuł: Empire #28: Wreckage
Scenariusz: Ron Marz
Rysunki: Adriana Melo
Kolory: Michael Atiyeh
Cover art: Tommy Lee Edwards
Wydawca: Dark Horse Comics, grudzień 2004
This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016
|