strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Komiksy > Recenzje > Knights of the Old Republic #26 nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny



Knights of the Old Republic #26: Vector #2 z 4

3963 lata przed bitwą o Yavin




"We've got something for analysis!"

Drugi odcinek "Vectora" i... drugie rozczarowanie. Rozdmuchiwana do gabarytów bardzo, bardzo odległej galaktyki góra urodziła mysz. A właściwie... talizman Sithów, który... Właściwie to jeszcze nie wiadomo co, bo analizy artefaktu jeszcze nie dokonano, choć...

No właśnie, jest coś jeszcze, co nie pozwala na dogłębną analizę nowego dzieła Mrocznego Konia. Jest nią rysunek Scotta Hepburna. To co mogło się wydawać wypadkiem przy pracy w odcinku pierwszym, staje się oczywistym faktem w drugim. Ten gość nie umie ładnie rysować. Nie, nie będę delikatny i nie powiem tylko, że mnie się jego rysunek nie podoba. Powiem otwarcie, ten rysunek jest obrzydliwy. I o ile wszystko to, co nie jest ludzkie, można by jakoś przełknąć, to postacie samych ludzi to jakaś parodia, a właściwie krzywe zwierciadło. Tak, ten rysunek jest krzywy, nieproporcjonalny, wadliwy, asymetryczny, tam gdzie nie powinien być i możecie dodać cokolwiek innego. To jest brzydkie. Że obcy są nie bardzo, to trudno, nikt nie jest perfekcyjny. Że Gryph wygląda jak karykatura, to co, on tu jest od rozśmieszania. Ale Zayne? Jak wygłodzony pensjonariusz obozu pracy? A Celeste'a? Toż to zaprzeczenie kobiecości. To jej twarz jest najczęściej zdeformowana, pewnie artysta kobiet nie lubi. Jej warkocz, to jakiś małpi, sztywny ogon, wręcz czeka się na akcję chwytną. A te oczy? Kłamią, że są ludzkie. Nie panie rzemiecho, nie kupuję tego. I chętnie opisałbym to co mu jako tako wychodzi, czyli wszystko to co nie biega, ale jak na złość komiks w wykonaniu Scotta to znowu "telenowela" zbliżenia i pierwszego planu. Szerszej panoramy tu jak na lekarstwo, a to właśnie wychodzi mu najlepiej. No cóż... Zostawmy te smutki, zresztą dotykają one obecnie nie tylko tej serii (np. Colin Wilson i Rebellion), a popatrzmy o co tu chodzi?

Jak wiemy Mandalorianie odnaleźli to, czego nie udało się nikomu innemu w galaktyce. Ani Sithom, ani Jedi, ani... Ja wiem? Wystarczą te dwie partie odpowiedzialne za "Muur Talisman". To aż nieprawdopodobne, że superistoty obdarzone Mocą... No chyba, że sam talizman nie chciał... Ale wtedy musiałby... I kto wie? Wreszcie mamy okazję z bliska przyjrzeć się znalezisku i... widzimy go w akcji, która... No akurat to, to domysł. A gdzie nasi bohaterowie?

A oni grają rolę pasażerów na gapę, na pokładzie mandaloriańskiego statku "szalonego" naukowca o jakże pięknym imieniu Pulsipher. No, ten to dobry już być nie może. Z takim imieniem? Z taką facjatą...? A, tu przepraszam, to znowu rysunek Scotta. No więc ten niedobry brzydal stoi za pracami "archeologicznymi" Mandalorian. I to jemu udało się ze szczątków informacji namierzyć ów cudowny artefakt, który... jego zdaniem, poprowadzi lud Mandalorian miast i wsi do zwycięstwa.

"Not every battle is won by muscle and armor!"

Ma chłopina sporo racji, ale tu akurat o własną makówkę mu chyba nie chodziło, gdyż... "uruchamia" niechcąco owe ustrojstwo... I widzą to przyczajeni i ukryci Zayne, Celeste'a (tak to ona, trzeba to cały czas przypominać) i Gryph. Niestety efektów działania talizmanu nie znamy, zostawiono nam to do odcinka następnego, gdyż lądujemy na lodowej planecie (co za oryginalny pomysł) Jabble, gdzie Mandalorianie zbierają siły do następnego ataku. A teraz najpiękniejszy i najdłuższy fragment...

"Once you were Dar'Manda... Ignorant outsiders. Those lives are over! You will raise your young as Mandalorians... and defend them. You will wear our armor and speak our language. And you will serve the clan, and rally when called. These are the Resol'Nare... The Six Actions... sacred to our movement. Do them... and you may live to call yourselves Mandalorians!"

Prawda, że piękne? I jakie kanoniczne... Szkoda, że tylko ta część scenariusza trzyma poziom. I nasi bohaterowie zostali uznani za rekrutów do... inwazji na Alderaan. Ale to także przyszłość. Tym czasem pora wrócić do laboratorium... tego niedobrego naukowca. A tam... Pojawiły się rakghoule... mądrzejsze i zorganizowane! Pewnie któryś z Mandalorian zaraził się na Taris... A może?

Pomysł nienajgorszy, mimo najsłabszego ogniwa w postaci talizmanu. Groźba rozniesienia zarazy po galaktyce jest całkiem realna. Ale to nie pierwsza tego typu groźba jaką znamy, więc spać możemy spokojnie. W sumie komiks można by uznać za całkiem przyzwoity, gdyby nie był częścią "Vectora", a kolejnym epizodem serii "KotOR". Od wielopokoleniowej serii, tak rozreklamowanej, wymaga się więcej. Szkoda...

Droid
[17. 05. 2008]

Tytuł: Knights of the Old Republic #26: Vector #2 z 4
Scenariusz: John Jackson Miller
Rysunki: Scott Hepburn
Tusz: Dan Parson i Joe Pimentel
Kolory: Michael Atiyeh
Okładka: Dustin Weaver
Wydawca: Dark Horse Comics, luty 2008 (właściwie marzec)

W następnym zeszycie: Knights of the Old Republic #27

|przeczytaj inne recenzje|



Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016