strona głównastrona głównaforum dyskusyjnesklep fanów star wars
 Opinie Droida - Rebel Force: Hostage nasze bannery
 Główna
 News
 Wojny klonów
 Epizod II
 Epizod III
 Komiksy
 Figurki
 RPG
 Clone Wars
 Galeria
 Wallpapers
 Czytelnia
 Wywiady
 Humor
 Bank Wiedzy
 Spotlite
 StarCast
 Wassup?
 Polski Stuff
 Fan Films
 O stronie

 Koszulki
 Sklep Star Wars


Sklep Gwiezdne Wojny


Opinie Droida by Lorienjo

okładka
"Ready he is not. Patient we must be."

Tym razem niczego nie oczekiwałem. Fakt, znałem opinię o tomie drugim serii "Rebel Force" naszego kolegi i tym bardziej spokojnie, choć z pewnym oporem, zabrałem się do... Ci co czytali wprowadzenie, znaczy się opis z tylnej okładki, będą rozczarowani, bo kompletnie mija się z zawartością. Ciekawe? Ciekawe, gdyż podejrzenia, że kto inny mógł napisać ów tomik niż autor/autorka tomu pierwszego, mogą być uzasadnione. Mogło być i tak, że zmiana nastąpiła dość gwałtownie i nie zdążono zmienić wprowadzenia. Dlaczego?

A z dwóch powodów. O ile w pierwszym tomie postacią łączącą historię był agent X-7 (co i zapowiadano w tomie drugim), to tu nagle go nie ma. Znaczy jest, ale gra ostatnie skrzypce i to chyba z musu. Co nie znaczy, że to już ostatni tom jego przygód. I to uważam za wielką słabość. Ile czasu najlepszemu agentowi galaktyki "000...7" może zająć "wykukanie", kto zniszczył "Gwiazdę Śmierci" i pozbawienie go życia? Nawet Jamesowi Bondowi nie potrzeba by było całej książki, a tu... Mamy drugi tom, gdzie X-7 raczej odpoczywa, choć jest cały czas ponaglany przez mocodawcę (z małej litery), a ma być to trzeci. Coś ten "łącznik" serii słabiutki, przereklamowany. No chyba, że...

No właśnie, drugi powód. Powraca... Ferus Olin! I to właściwie on zapełnia większą część opowieści, jak i retrospekcje z okresu pomiędzy seriami "Last of the Jedi" a "Rebel Force". To może być argument, że Jude Watson jest ciągle z nami. Ale co? Jej nazwisko już się nie sprzedaje? Czy może... Kto to wie? Wróćmy jednak do naszego "brata" Obi-Wana, który na Alderaanie czynił to, co Ben na Tatooine. Powiem szczerze, że ucieszyłem się. Lubię jak wątki są prowadzone do końca. No prawie końca... Nieraz słyszałem pytanie fana, co się stało z tym, czy tamtą? Bo niewiadomo... A fani lubią, gdy zwłaszcza dobra postać powraca, jeśli jeszcze nie zginęła. I Ferus tu robi to, co do niego należało, dodaje głębi, tła, czy jak tam wolicie. A jak już Ferusa wyciągnięto "z grobu", to znalazło się i miejsce dla Yody, i ducha Obi-Wana, i nawet generał Rieekan pojawia się w epizodzie. Jednym słowem autorka dorzuciła, jak zwykle, kilka smaczków dla fanów.

Po trzecie... A! Miały być dwa powody. No fakt, ale jeszcze coś mnie zadziwiło. Konstrukcja powieści. Jest zupełnie inna niż w tomie pierwszym. Jak na Scholastica, jest bardzo spójna i akceptowalna (za wyjątkiem paru drobiazgów). Większość zdarzeń jest wiarygodna i na nikogo nie spada swoop z nieba. A więc czytelnik ma okazję wciągnąć się w opowieść. W dodatku nie wszystko zawsze naszym bohaterom wychodzi, rzecz to w SW niespotykana! Dodając do tego głębię otaczającą wydarzenia związane z głównymi bohaterami, tworzy to przynajmniej przyzwoitą książkę. I jakże inną od tomu pierwszego...

A skoro już mowa o bohaterach. To po C-3PO, R2-D2, Chewiem... i nawet Hanie prześlizgniemy się. Nawet i Luke'a można by do nich dołączyć. Ale po kolei... Trzej pierwsi robią za statystów, nawet bardziej niż szpieg z krainy Deszczowców, X-7 Caramba! Han? Jak to Han, biega z blasterem i ma kilka spotkań z ulicznikami, co przypomina mu... No i oczywiście ciągle spiera się z Leią (jesteśmy dopiero po ANH). Luke? Luke ciągle nie jest gotów i tylko duch oraz przyszły jego mistrz trzymają nad nim nadzór, jak i nad Ferusem, który przecież wie, że... Zaś sam niepewny i nieświadom niczego Luke stara się robić to, czego wymaga się od bohatera Rebelii. I czasem coś mu wychodzi. Ale to jeszcze nie ten czas.

Pozostała Leia i główny wątek powieści. Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, aby tego typu rozważania pakować do historyjki dla młodszego czytelnika. Przecież bez pomocy doświadczenia rodziców sam tego nie zauważy. A przecież chodzi o przyszłość... Lei, która z dnia na dzień została przywódczynią... No właśnie czego lub kogo? Powiecie Rebelii. Fakt, macie rację. Powiecie ocalałego ludu Alderaanu... No może niektórzy z was tak powiedzą. I tu leży pies pogrzebany. Widzimy, że Leia jeszcze nie do końca zdaje sobie sprawę, kim tak naprawdę teraz jest. Fakt, przybywa na siostrzaną planetę Alderaanu, przemysłową Delayę (jak sprytnie się Alderaańczycy ustawili, to co trujące dali Delayczykom, zupełnie jak u nas), na uroczystości "pogrzebowe" jako spadkobierczyni rodu królewskiego Organa, ale nie wie co ją tu czeka... Z jednej strony władze Delayi zapewniają o pomocy, tworzą osiedla, jest bardzo cacy. Z drugiej strony... I tu dochodzimy do clue. Zawsze jest ta druga strona. Dlaczego mieszkańcy, a tu może władze Delayi mieliby pomagać? Bo są dobrzy? A przecież przez Alderaan mają zniszczoną planetę. A przecież Imperium ściga Leię. A przecież Imperium uznało Alderaan za wroga. A teraz mamy Imperium od ponad dwóch dekad, a nie jakąś skorumpowaną, przeżartą niemocą demokracji Republikę. I na tym zasadza się część "akcji" powieści. No bo akcja być musi, tytuł zobowiązuje. Tylko czy tym razem jest tu najważniejsza? Bo akcja to nie wszystko...

Co ocaleni Alderaańczycy sądzą o Lei? I co się z nimi dzieje na Delayi? A nie dzieje się to, co pokazywane jest politykom i w mediach (jak zwykle). I powiem szczerze, że to nie biało-czarny świat. Wszyscy mają swe argumenty. Nawet "poddani" Lei. Nie każdy uważa Leię za swą przywódczynię. Są i tacy, którzy ją oskarżają o całe nieszczęście. Bo gdyby z ojcem nie spiskowała, to by Imperium... Odpowiedzialność za swe czyny. Leia jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. W końcu jest młodą dziewczyną. A że była senatorem Imperium? To tym bardziej żyła "pod kloszem". Czy podoła nowym wyzwaniom? Co jest ważniejsze, Rebelia czy lud Alderaanu? Czy można pogodzić te dwie sprawy, bo przecież nie każdy jest żołnierzem i nim, nawet na siłę, nie będzie. A żyć trzeba. Tylko jak i gdzie?

I to jest najważniejsze przesłanie tej książeczki. Tylko, że to powinna być pełna powieść, napisana przez bardzo dobrego autora, który nie boi się wyzwań i mało popularnych tematów (w medialnej demokracji). Przecież ponad dziewięćdziesiąt procent tego co znamy ze SW (i szkół) to propaganda na jedną nutę. No tak, ale powiecie, że życie zwykłego obywatela nie jest ciekawe i nie tym są "Gwiezdne wojny". Może i tak, w końcu to sztuczny twór, tylko czy aby na pewno?

Tę książkę należy przeczytać razem, w gronie rodzinnym. Starsi i młodsi. Najlepiej kilka pokoleń. I należy wyjaśniać, dlaczego Alderaańczycy nie kochali Lei. Że to nie byli wszyscy. Że Leia... Podać przykłady z rzeczywistości, wskazać źródła i lekturę, nawet, a może przede wszystkim, inną niż zalecana w szkołach. A potem to jeszcze raz przedyskutować. Bo ludźmi jesteśmy, myślącymi, a nie droidami z taśmy w fabryce, jak co niektórzy woleliby. I tak dalej, i tak dalej, i... Tylko czy dziś jeszcze tak się robi? Coś żeśmy utracili, jak lud Alderaanu. Tylko kiedy? I dlaczego?
[droid]
[30.03.2009]


Star Wars: Rebel Force: Hostage - Alex Wheeler - Scholastic
- po ANH,

- wydanie I,
- styczeń 2009 r.,
- ISBN: 978-0-545-11218-5,
- miękka okładka,
- format circa A5,
- 188 stron,
- cena 6,99 USD.

Artykuł: 1.

Czekamy na Twoje opinie o Opiniach Droida na forum Holonet.pl w tym topicu.




Figurki Star Wars


This site is in no way sponsored or endorsed by: George Lucas, Lucasfilm Ltd., LucasArts Entertainment Co., or any affiliates.
Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd.
Website content (C) ICO Squad, 2001-2016